Bo jest
brzydka pogoda.
Sprawdzałeś nawet biomet – niekorzystny. Termometr wskazuje
zaledwie 7 stopni. Prognozy pogody dla biegaczy też jednogłośnie twierdzą, że
nie powinieneś dzisiaj biegać. Jeszcze się przeziębisz i jutro też nie
pójdziesz biegać – i tak oto cały plan modelowania sylwetki przed sezonem
letnim poszedłby kopulować. A do tego przecież nie możesz dopuścić!
Bo masz
zakwasy.
To jest dopiero powód! Jak masz niby biegać z zakwasami?! Bez przesady…
Jeśli masz zakwasy, to znaczy, że wczoraj biegałeś, więc nie jest z tobą tak
źle. Zrobisz sobie dzień regeneracji i jutro już ruszasz pełną parą (to nic, że
jednym ze sposobów na pozbycie się zakwasów jest ruch)!
Bo dziś masz masę rzeczy do zrobienia.
O, tak… siku, śniadanie, mycie włosów, mycie zębów... w końcu uczelnia. Nie mówiąc już o tym, że musisz jechać na drugi koniec miasta, żeby
odebrać zamówienie – specjalne słuchawki dla biegaczy. Kiedy już będziesz je
mieć, bieganie będzie pięć razy przyjemniejsze i odtąd już na pewno będziesz
przestrzegać zdrowego stylu życia. Ach, gdyby tak doba mogła trwać to PÓŁ GODZINY dłużej...
Bo nie
masz ubrań.
Koszulka z wczoraj jeszcze nie zdążyła wyschnąć i nie masz takiej
nadającej się do biegania. A t-shirtu za dużego o trzy rozmiary nie włożysz, bo
nikt nie uwierzy, że w przeciągu 2km zrzuciłeś tyle kilogramów. Niewzruszony
argumentem o tym, że do południa ubrania będą suchutkie, a złej baletnicy
przeszkadza rąbek u spódnicy odkładasz bieganie na następny dzień.
Bo jest
smog.
Jeśli mieszkasz w Krakowie, masz niemal permanentne wytłumaczenie,
dlaczego zrezygnowałeś z biegania. I o ile jest to prawdziwy powód (bo bardzo
byś chciał, ale boisz się, że bieganie na zanieczyszczonym powietrzu prędzej ci
zaszkodzi, niż pomoże) znajdziesz sobie inną formę ruchu, która nie wymaga
przebywania na świeżym powietrzu. Jeśli natomiast nawet jej nie szukasz, smog
jest tu tylko tanią wymówką.
Bo woda
się skończyła.
Serio! Brak wody jest dla niektórych wystarczającym powodem, by
dziś porzucić pomysł o bieganiu. Ty też uznałbyś, że bez wody daleko nie
dobiegniesz. Sklep masz co prawda tuż za rogiem, ale bez butelki wody znaczysz
tyle, co nowa X6 bez paliwa. Ona nie ruszy i ty też nie. Do końca dnia nie
możesz wyjść z podziwu, że wstałeś z łóżka i dotarłeś do lodówki.
Bo
wkurzają cię klucze.
Taki powód podała jedna z czytelniczek tego bloga. Co
prawda nie wiadomo, czy przez dzwoniące w kieszeni klucze całkiem zrezygnowała
z biegania, ale przypuszczam, że każdy, kto bardzo nie chce biegać mógłby uczynić
z tego siłę sprawczą, przez którą od rana do południa leży w łóżku z laptopem.
Bo
będziesz głupio wyglądać.
Gdyby jeszcze w pobliżu twojego osiedla były jakieś
ścieżki dla biegaczy… tymczasem jedyne miejsca, w których możesz się poruszać
to uczęszczane drogi i chodniki. Wszyscy będą na ciebie patrzeć. Dla ludzi
każdy, kto biega jest sensacją większą, niż wypadek na skrzyżowaniu. Schodzą
się w skupiska tak, że niekiedy nawet nie da się przebiec, robią zdjęcia smartfonami i chcą zamienić parę słów, ewentualnie – ci bardziej dyskretni – oglądają za tobą i dyskutują nawzajem, bo jesteś spocony, chcą
wiedzieć jakie buty masz na sobie i patrząc na ciebie próbują obliczyć, ile
kilogramów powinieneś zgubić.
Bo pobiegam
wieczorem.
Ok, poczekamy do wieczora i zobaczymy, co wtedy powiesz.
Bo jestem
zmęczony/boli mnie głowa/noga/paluszek.
Mimo, że to zmęczenie/ten ból nie
przeszkadza ci w chodzeniu, w zakładaniu butów na wysokim obcasie i w
rutynowych czynnościach, kiedy przychodzi czas na okrążenie osiedla, nagle tak
cię napiernicza, że zastanawiasz się, czy nie wziąć Apapu, albo najlepiej od
razu nie wezwać karetki. Zrobisz bowiem wszystko, żeby sam sobie uwierzyć.
Ale o co mi chodzi?
Nie ukrywam, że sama parę razy miałam chwile, w których jak nigdy przemawiały
do mnie powyższe powody. Ta notka to nic innego, jak spis rzeczy, które powinny
jeszcze bardziej zmotywować mnie i ciebie do biegania. Jeśli kiedykolwiek
zdarzy ci się moment słabości, zajrzyj tutaj i znajdź pośród tych wszystkich
usprawiedliwień swoje własne. Mokre spodenki, albo brak butelki z wodą to może być znak,
że podświadomie działasz tak, by następnego dnia znów opuścić zajęcia z
biegania (bo nie wypierzesz spodenek wcześniej, tylko późnym wieczorem i „przypadkiem” zapomnisz kupić nową zgrzewkę wody). Nieładnie.
Pamiętaj,
że nie ma nic przyjemniejszego, niż uczucie, że pokonało te kilka kilometrów
mimo wszelkich trudności. A tą największą jest po prostu założenie butów
do biegania i wyjście z domu.
A wy?
Jak się tłumaczycie sami przed sobą? Może macie jakieś bardziej genialne
argumenty? Nadal w nie wierzycie? Dołóżcie swoje 3 grosze tak, by każdy kto
tu zajrzy mógł łatwo rozpoznać prawdziwy powód od wymówki. Komentarze należą do
was :).
czytelniczka nie biega :D ale już nie przez klucze, przerzuciłam się na tłumaczenie, że nie ma gdzie za bardzo - o dziwo jeździć na rowerze jest gdzie ! o, dziś zrobiłam 15 km w pół godzinki :) może i do biegania kiedyś dorosnę :) pozdrawiam /1
OdpowiedzUsuńRower oczywiście też się zalicza do form ruchu, właśnie mam zamiar sprowadzić sobie swój na nowe mieszkanie i zacząć pedałować :)
OdpowiedzUsuńwszystko fajnie opisałaś i podsumowałaś.
OdpowiedzUsuńa jeśli kolano chce biegnąć w jedną stronę a ja w drugą? chyba są jednak powody do niebiegania, które są dobre.