Cześć wszystkim! Trochę mnie tu nie było i ogólnie od paru miesięcy wpisy pojawiają się dość sporadycznie, a wszystko to dlatego, że staram się czerpać ile się da z wakacji. Mimo wahającej się pogody szukam sobie różnych zajęć.
Pamiętam oczywiście, by napisać kontynuację o
podrywie z samochodu, ale póki co jeszcze chwilę ten temat musi poczekać.
Dzisiaj napiszę o czymś według mnie ważniejszym.
Odkąd pamiętam, narzekałam na rozmiar swoich
piersi. Wiele kobiet raczej chciałaby mieć większe, podczas gdy ja
jestem w tej drugiej grupie. Zostałam hojnie obdarzona przez naturę i jednak
nie miałabym nic przeciwko, gdybym ten biust miała mniejszy.
Nieczęsto poruszam ten temat, ale ilekroć decyduję
się powiedzieć o tym komuś, widzę zdziwienie – jak ja mogę narzekać, podczas
gdy osoba, która to słyszy jest „płaska jak deska” i z chęcią by się ze mną
zamieniła. To działa na podobnej zasadzie, jak z grubymi i chudymi. Kiedy powiesz chudej osobie, że jest gruba, albo że ma małe cycki – jest to zawsze uznawane za obrazę, ale jeśli powiesz kobiecie, że jest chuda jak szkielet to przecież komplement tak samo jak wtedy, kiedy mówisz takiej z biustem większym niż przeciętnie, że ma duże cycki.
Każda posiadaczka większej miseczki wie, że
wcale nie jest tak kolorowo, jakby się innym mogło wydawać.
Na dzień dzisiejszy jednym z największych minusów
posiadania dużych piersi jest dla mnie… eksponowanie dekoltu. To trochę tak, że jeśli
kobieta o małym biuście włoży bluzkę z dużym dekoltem, nie robi to takiej
sensacji jak ubranie tej samej bluzki przez kobietę biuściastą. Ta pierwsza
wygląda ok, a czasem nieraz zjawiskowo, podczas gdy ta druga wyzywająco i
często niesłusznie jest uznawana za wulgarną.
Druga rzecz, to brak możliwości ubrania niektórych
fasonów. Dotychczas nie mogłam sobie pozwolić na sukienki i bluzki bez pleców, chociaż
szalenie mi się takowe podobają – dlatego, że nie mogę nie nosić stanika.
Owszem, są specjalne staniki z obniżonym
zapięciem, ale są cholernie trudno dostępne, nie mówiąc już o tym, że niewiele
jest sklepów zaopatrzonych w niestandardowe rozmiary i taka bielizna zazwyczaj
jest droga.
Biust duży to biust ciężki, a więc jeśli puszczać
go luzem, to tylko sporadycznie. Z czasem będzie on coraz niżej i jedyne, co
można zrobić, to ujędrnić go różnymi ćwiczeniami i kremami (a właśnie, poleci
ktoś jakiś dobry krem?).
Syndrom niesfornych cycków, problemy ze stanikiem,
problemy z ubraniami, większe ryzyko choroby… Jeśli ktoś jeszcze nie dowierza,
że posiadanie większych piersi może być problematyczne, polecam obejrzeć
komiksy z motywem przewodnim „Busty Girl Problems”
Jednak znalazłam sposób dla tych z was, które
niejednokrotnie zrezygnowały z zakupu prześlicznej sukienki, albo niemniej
ładnej bluzki tylko dlatego, że pasuje je nosić bez biustonosza.
Pierwszym dość oczywistym sposobem jest bardotka z
silikonowym zapięciem, dzięki której można sobie pozwolić na noszenie letnich
bluzek z cienkimi ramiączkami.
Czasem jednak ten fason stanika kompletnie rujnuje
wygląd kreacji, bo tu odstaje, tu znowu się nie mieści i robi wrażenie, jakby
się miało napompowany biust (mowa o bluzkach obcisłych z mało elastycznego
materiału). Ostatnio podczas wizyty w lumpeksie trafiłam na cudowną sukienkę w
kolorze lawendy. Urzekł mnie jej niespotykany kolor, a także fason. Zmierzyłam
ją i było tak, jak się spodziewałam – wszędzie leżała bardzo dobrze, jednak nie
na biuście, bo nie było szans, bym nosiła ją bez biustonosza, a bardotka
niestety wystawała w kilku miejscach.
Nie mogłam się powstrzymać – kupiłam ją.
Na początku miałam zamiar dobrać do niej jakiś
biustonosz, jednak z każdym, który mierzyłam był ten sam kłopot. W końcu
zawzięłam się, zakasałam kiecę i poleciałam do krawcowej. Miałam już wizję.
Jako że mam jedną bluzkę z doszytym od wewnątrz
stanikiem na gumkę, postanowiłam wykorzystać ten wynalazek w swojej nowej
sukience. Poprosiłam krawcową i ta podjęła się tego zadania, a ja zaryzykowałam
oddając w jej ręce swój cenny łup.
Kilka dni później odebrałam go i... byłam
zachwycona! Efekt był taki, o jaki mi chodziło. Pomysł na doszycie biustonosza
okazał się być genialny i dlatego postanowiłam tutaj o tym napisać. Zapewne nie
jest to super odkrywcze, jednak mogłabym się założyć, że jeśli to czytasz i tak
samo jak ja, masz czym oddychać, to dobrze znasz to uczucie, kiedy idziesz na
zakupy poprawić sobie nastrój, a wracasz z galerii handlowej z jeszcze gorszym
humorem tylko dlatego, że musiałaś odłożyć na miejsce parę niedrogich bluzek,
które tak bardzo ci się podobały.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdego stać, by
przerabiać w ten sposób każdy zakupiony ciuch u krawcowej – wszak może się
okazać, że cena bluzki wzrasta wtedy dwukrotnie – ale jest to sposób idealny
raz na jakiś czas, kiedy np. wybierasz się na wesele, albo tak jak ja – jesteś
zdesperowana, by móc nosić tę konkretną kieckę.
Zawsze można zainwestować w maszynę do szycia, nauczyć się na niej szyć i przerabiać swoje ubrania samodzielnie ;-).
Ta notka powstała w dużej mierze dlatego, że jestem podekscytowana historią tej sukienki i chciałam się zwyczajnie pochwalić, a przy okazji pokazać, że to, że w sklepach nie da się kupić tego typu ciuchów pasujących na większe piersi nie oznacza jeszcze, że jesteśmy skazane na chodzenie w workach na ziemniaki i zakrywania tego, co przecież powinno być naszym atutem. Nie dajmy się, wszystkie bez względu na rozmiar biustu mamy prawo nosić to, co nam się podoba. Nie pozwólmy sobie wmówić, że jest coś takiego jak „za duży biust do tej sukienki”.
Może wcześniej myślałaś o przerobieniu w ten sposób swojego ciucha, ale nie byłaś pewna, czy ktokolwiek jest w stanie podołać temu wyzwaniu? Teraz masz potwierdzenie, że się da.
Gdyby ktoś z Krakowa chciał namiary na krawcową, która poprawiała moją sukienkę, chętnie podam.
Zawsze można zainwestować w maszynę do szycia, nauczyć się na niej szyć i przerabiać swoje ubrania samodzielnie ;-).
Ta notka powstała w dużej mierze dlatego, że jestem podekscytowana historią tej sukienki i chciałam się zwyczajnie pochwalić, a przy okazji pokazać, że to, że w sklepach nie da się kupić tego typu ciuchów pasujących na większe piersi nie oznacza jeszcze, że jesteśmy skazane na chodzenie w workach na ziemniaki i zakrywania tego, co przecież powinno być naszym atutem. Nie dajmy się, wszystkie bez względu na rozmiar biustu mamy prawo nosić to, co nam się podoba. Nie pozwólmy sobie wmówić, że jest coś takiego jak „za duży biust do tej sukienki”.
Może wcześniej myślałaś o przerobieniu w ten sposób swojego ciucha, ale nie byłaś pewna, czy ktokolwiek jest w stanie podołać temu wyzwaniu? Teraz masz potwierdzenie, że się da.
Gdyby ktoś z Krakowa chciał namiary na krawcową, która poprawiała moją sukienkę, chętnie podam.
Daj znać co sądzisz. Może masz podobne problemy
jak ja i jakieś inne rozwiązania? Kremy, ćwiczenia na jędrne piersi, patenty z
ubraniami?
A może jesteś w tej drugiej grupie dziewczyn – o małych
piersiach i właśnie zdałaś sobie sprawę, że to wcale nie takie złe jak myślałaś?