wtorek, 25 lutego 2014

Miłość od setnego wejrzenia


Stoi na przystanku zwykła dziewczyna. Przeciętna, niczym szczególnym się nie wyróżniająca. Nie nazwiesz jej pasztetem, ale też na jej widok szału nie ma i spodnie w kroczu cię nie uciskają. Masz stosunek neutralny. Dopóki stoi nieruchomo, wpatrzona w jeden punkt, jest ci obojętna.


Kiedy odgarnia włosy, nadal nic się nie dzieje. Ot, jedna z wielu. Kiedy schyla głowę, by spojrzeć na zegarek, nie zauważasz jak te same włosy ładnie się układają. Nie masz powodu, by dłużej na nią patrzeć, tym bardziej, że nadjeżdża twój tramwaj. Z chwilą przekroczania jego wrot zapominasz o jej istnieniu. Nawet nie zwracasz uwagi na to, że wchodzi do tego samego pojazdu, tylko do trzeciego wagonu.


W tym samym czasie, w równoległej przestrzeni ta sama dziewczyna podchodzi do ciebie, by spytać, czy 11-stka dojeżdża na Łagiewniki. Tak się składa, że o tym wiesz, bo również jeździsz tą linią. Odpowiadasz twierdząco w tak intrygujący sposób, że dziewczyna zadaje kolejne pytania – czy to twój tramwaj („tak”), czy przejeżdża przez przystanek przy Miodowej („tak”), czy to ten tramwaj właśnie nadjeżdża („tak”). Po krótkiej pogawędce, gdy przyzwyczaiła się już do samych twierdzących odpowiedzi zadaje pytanie, czy dałbyś jej swój numer telefonu. Raz kozie śmierć, myślisz, to nic nie kosztuje a zawsze może się okazać, że zgadzacie się nie tylko, jeśli chodzi o rozkład jazdy.

 *

Tydzień później nie możesz przestać o niej myśleć. Byliście dopiero na jednej herbacie, a ona namieszała ci w głowie tak, że nie chciałeś jej słodzić, żeby nie zdradzić, że trzęsą ci się ręce. W efekcie wypiłeś gorzką herbatę i mógłbyś przyrzec, że żadna dotychczas nie smakowała ci tak bardzo.

Jej włosy takie miękkie i poddatne na wszelkie ruchy mas powietrza, chciałbyś je dotknąć. Oczy – to z pozoru normalne spojrzenie – dzikie i szaleńcze. Uśmiech i dołeczki w policzkach. Gestykulacja, głos, intonacja. Za każdym razem, kiedy coś mówiła czułeś się, jakby zdradzała ci największy i najpilniej strzeżony sekret.
Wystarczyło jedno dłuższe spotkanie, żeby się zauroczyć.

*

Tak, tak, wiem, że ta sytuacja teoretycznie nie ma prawa się zdarzyć. Ale jej rolą nie jest spełnienie się w realnym świecie, tylko pokazanie, że to nieprawda, że jeśli nie widzisz w kimś tego czegoś od razu, to znaczy, że już nigdy tego nie dostrzeżesz. Nieprawda, że jeśli ktoś zdaje się być niezainteresowany, to sygnał, by odpuścić. Nie znaczy to też, że powinieneś jakoś szczególnie o tego kogoś zabiegać. 
Grunt, że podczas pierwszego spotkania nie zwisał ci gil z nosa i nie odpychasz swoim wyglądem. Jeśli  wierzysz, że jesteście sobie pisani, po prostu pobądźcie przez chwilę w swoim towarzystwie, a czas oraz kilka innych rzeczy to zweryfikuje.


Miłość od pierwszego wejrzenia ssie. Najlepsza jest taka, o którą byś siebie nie podejrzewał. Patrzysz na kogoś po raz setny i nagle masz wrażenie, jakby coś ci się przywidziało. A potem znowu. Odkrywasz ją po omacku, fascynuje cię i sprawia, że schodzisz coraz niżej po schodach do ciemnej piwnicy swojego umysłu, dłońmi sprawdzając ściany, żeby z którąś się nie zderzyć.

3 komentarze:

  1. Ha! Miałam taką sytuację :D z tym, że nie na przystanku, a po studniówce znajomego, gdzie poszłam, bo zostałam zaproszona. Marnie się bawiłam - partner zostawił mnie dla alkoholu. Pamiętam kilka twarzy, które mnie przygarnęły (nie mam z nimi kontaktu), i On. Zagadał na studniówce do mnie raz - popędzając na parkiet, bo przecie świetnie się tańczy (a i owszem, tańczyło się świetnie - podobno jestem na wielu kadrach na filmie studniówkowym, nawet na swojej tylu ujęć nie miałam). A potem zagadał na portalu społecznościowym. I tak. Mimo setek kłótni, milionowych zapewnień o przyjaźni, tysięcy wypitych filiżanek herbaty, do dziś czuję motyle w brzuchu jak o Nim pomyślę. I puf. Nie ma happyendu. Się zjebało. Ale miłość od setnego spojrzenia istnieje, tak jak i od pierwszego. Niestety niektórzy boją się przyznać do tego, że im zależy...że też kochają. I potem jest się w ciemnej...baaaardzo ciemnej pupie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie to ujęłaś, a ja poczułam tym mocniej, że po iluś-tam-wolę-nie-wiedzieć-ilu klapach towarzyskich wchodzę w nową znajomość i sama się sobie dziwię, i boję też. Bo mam okropną tendencję do chowania głowy w piasek.

    OdpowiedzUsuń