Przychodzi taki czas w roku, kiedy jeszcze w
najlepsze trwa kalendarzowa zima, a my mamy ochotę przewinąć czas do przodu. Tak,
żeby było już lato, słońce, tripy. W takich chwilach zwykle tłumaczę sobie, że
właściwie to może niech lepiej czas leci w swoim normalnym tempie, bo przecież początek
lata to także sesja, potem egzamin licencjacki i wcale może nie być tak
beztrosko, jak sobie to wyobrażam. Ale do rzeczy.
Jestem pewna, że nie tylko ja już mam fazę na
leniwe brzmienia przywodzące na myśl te bezchmurne nieba, ciepłe wieczory,
krótkie rękawki.
Evan Voytas. Obietnica spełnionego lata. Sennego
upału, wylegiwania się w słoneczku i chłodzenia się lemoniadą. Piegów na twarzy,
szaleństwa i miłości oraz tego, że jutro wieczorem wybierzemy się gdziekolwiek.
Jako, że tak trudno trafić na jego kawałki,
odsyłam do jego profilu na Soundcloud. Są tacy artyści, którzy sprawiają
wrażenie, że nie spieszy im się do głośnego debiutu. Bo przecież, gdyby Evan
chciał, to z takim dobytkiem zasłynąłby z palcem w nosie. Może oni robią nam to
na złość – nie wydają pełnych krążków, nie kręcą żadnych klipów, żeby
pozostawiać niedosyt? A może dlatego, że jeśli by już zaistnieli, tworzyliby
pod presją?
Tak czy inaczej to sprawia, że chcesz się
rozkoszować tymi kilkoma piosenkami, które masz. Dlatego zamykam oczy, odpalam
je i zaczynam się rozpływać zapominając, że od lata i sytości dzielą mnie
jeszcze miesiące.
*
wow! dzięki. nie słyszałam o nim wcześniej. totalnie inna przestrzeń! U made my Saturday ;p
OdpowiedzUsuń