czwartek, 20 lutego 2014

Evan Voytas składa obietnicę




Przychodzi taki czas w roku, kiedy jeszcze w najlepsze trwa kalendarzowa zima, a my mamy ochotę przewinąć czas do przodu. Tak, żeby było już lato, słońce, tripy. W takich chwilach zwykle tłumaczę sobie, że właściwie to może niech lepiej czas leci w swoim normalnym tempie, bo przecież początek lata to także sesja, potem egzamin licencjacki i wcale może nie być tak beztrosko, jak sobie to wyobrażam. Ale do rzeczy.
Jestem pewna, że nie tylko ja już mam fazę na leniwe brzmienia przywodzące na myśl te bezchmurne nieba, ciepłe wieczory, krótkie rękawki.

Evan Voytas. Obietnica spełnionego lata. Sennego upału, wylegiwania się w słoneczku i chłodzenia się lemoniadą. Piegów na twarzy, szaleństwa i miłości oraz tego, że jutro wieczorem wybierzemy się gdziekolwiek.






Jako, że tak trudno trafić na jego kawałki, odsyłam do jego profilu na Soundcloud. Są tacy artyści, którzy sprawiają wrażenie, że nie spieszy im się do głośnego debiutu. Bo przecież, gdyby Evan chciał, to z takim dobytkiem zasłynąłby z palcem w nosie. Może oni robią nam to na złość – nie wydają pełnych krążków, nie kręcą żadnych klipów, żeby pozostawiać niedosyt? A może dlatego, że jeśli by już zaistnieli, tworzyliby pod presją?

Tak czy inaczej to sprawia, że chcesz się rozkoszować tymi kilkoma piosenkami, które masz. Dlatego zamykam oczy, odpalam je i zaczynam się rozpływać zapominając, że od lata i sytości dzielą mnie jeszcze miesiące.

*
Znacie tego utalentowanego pana? A może macie w zanadrzu jeszcze jakieś inne kawałki w tym stylu? Przygarnę wszystko, co brzmi podobnie, bo tęsknię za dobrym klimatem – muzycznym i pogodowym. 

1 komentarz:

  1. wow! dzięki. nie słyszałam o nim wcześniej. totalnie inna przestrzeń! U made my Saturday ;p

    OdpowiedzUsuń