czwartek, 26 września 2013

Zbliżenia w przybliżeniu :)

Mój kilkuletni staż jako mieszkanka Krakowa obfituje również w mieszkanie na Kazimierzu, dlatego znam dość sporo miejscówek. Jedną z nich, właściwie jedną z najbardziej znanych ze względu na położenie jest bar Zbliżenia. Już sama nazwa zachęca, zwłaszcza gdy ktoś staje przed wyborem - gdzie by tu pójść na randeczkę, ale tak naprawdę sądzę, że zbliżyć się można także podczas długiej pogawędki przy piwku, albo przy kawce z koleżanką, albo z kolegą.

Dla mnie i M Zbliżenia są jednym z pierwszych miejsc, do których razem poszliśmy. I jednym z niewielu, do których wracamy.
Klimat tego miejsca, czyli półmrok i bardzo klimatyczna, spokojna i relaksująca muzyka sprawia, że rozsiadam się na wygodnej kanapie i nie chce mi się stamtąd wychodzić.
Raz kawka (można tu wypić kawę z syropem o różnych smakach), innym razem piwo, czasem jakaś przekąska. Wczoraj, jako że średnio chciało mi się gotować, po tym jak na swojej tablicy na fb zobaczyłam propozycję "lunchu" za 16zł postanowiłam zabrać tam M. I nie zawiedliśmy się. Według mnie nie był to lunch, a prawowity obiad.


Paprykowa zupa krem. Ja za zupami krem wprost przepadam, a paprykowej jeszcze nigdy nie jadłam, dlatego zaprowadziła mnie tam także ciekawość. Była smaczna i zainspirowała mnie do zrobienia podobnej u siebie w kuchni. Świetnym połączeniem okazał się smak papryki i przystawki w postaci chrupkiego pieczywa z serem najprawdopodobniej feta (?) posypanym kminkiem.

Po zjedzeniu zupki miły kelner zaserwował drugie danie, czyli naleśniki ze szpinakiem i suszonymi pomidorami. Mniam. Był tam jeszcze jakiś biały serek, a naleśniki posypano szczypiorkiem, co było strzałem w dziesiątkę jak dla mnie, bo szczypiorek chodził za mną już bardzo długo. Ilekroć się oglądałam za siebie, patrzę, a tam się skrada szczypiorek. Wreszcie wylądował na moim talerzu ;-). Żarcik tak suchy, że nie sposób nie wspomnieć o czymś do popicia, czyli o piwie, które zawsze fajnie smakuje do obiadku (no ale to już - wiadomo - nie wchodzi w skład lunchu). Tym razem był to Heineken. No dobra, prawie zawsze jest to Heniek, bo to moje ulubione piwko.


Pojedliśmy, aż za bardzo. Nie zjadłam obydwu naleśników, bo już nie miałam miejsca. Nasyciłam się samą zupą, a drugie danie jadłam już jedynie z łakomstwa - nie mogłam się oprzeć...
Porcje były naprawdę spore, co mnie zaskoczyło, bo po promocyjnej cenie można było się spodziewać, że będą o wiele mniejsze. Ale muszę dodać, że to, czym ja się napcham po brzegi, dla kogoś innego może być normalną porcją. Tak czy inaczej, nie wyjdziesz stamtąd głodny.
Mieliśmy już płacić i wychodzić, aż tu nagle, ni stąd, ni zowąd, kelner postawił przed nami... deser!
Kuszące kruche ciasto z truskawkami i ananasem, który był dobrze schowany, ale był. Nie dało się obok tego przejść obojętnie.
A te dwa owoce powinny wziąć jakiś ślub, serio. Taki związek powinien być zalegalizowany.


Podsumowując, po dzisiejszym dniu jeszcze bardziej zbliżyłam się do Zbliżeń. Dlatego postanowiłam wreszcie o nich napisać. Dawno nie pisałam żadnej recenzji, bo całe to jaranie się kawiarniami albo restauracjami, a zwłaszcza tymi w Krakowie trochę mi przeszło, dlatego tym bardziej fakt, że po tak długim czasie padło na to przytulne i ciepłe miejsce na rogu Placu Nowego powinien o czymś świadczyć ;-). Przypuszczam, że wciąż jeszcze wiele osób nie wie o Zbliżeniach, a powinno. Pokuszę się o stwierdzenie, że na Kazimierzu jest to moja ulubiona knajpka.





3 komentarze:

  1. O, jak fajnie, że ją poleciłaś! Muszę się wybrać w czasie najbliższym, koniecznie na te naleśniki, bo kusi mnie, by spróbować takich z nadzieniem szpinakowym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tego co patrzyłam, tego dania nie ma na stałe w karcie, ale dziś widziałam, że promocja na ten sam lunch dalej obowiązywała. może jutro też będzie można to zamówić? w każdym razie, zawsze można spytać :)

      Usuń
  2. Ale zrobiłaś mi smaka! :) Jak tylko ogarnę się trochę, namówię mojego Pawła na spacer w poszukiwaniu podobnych miejsc w Białymstoku :)

    OdpowiedzUsuń