czwartek, 1 maja 2014

Prawo jazdy? Nie, dziękuję.

Początkowo miałam zamiar – tak jak moi rówieśnicy – wyrobić sobie prawko. Przed 18-stką zapisałam się więc na kurs. Nie minęło wiele czasu i usiadłam za kierownicą. Czułam się jak ryba w wodzie, zwłaszcza kiedy jeden z instruktorów postanowił, że pokaże mi, jak wygląda prawdziwa jazda samochodem i kazał mi jechać za miasto. Na trasie mogłam sobie poużywać, przekraczać dozwoloną prędkość i jeździć tak, jak każdy normalny kierowca – w dodatku nie musiałam przejmować się, że zaczną ścigać mnie gliny, bo oczywiście byłam pod jego kontrolą. Odpał!

Jak w takim razie doszło do tego, że dziś nie posiadam prawa jazdy?

Bardzo prosto. Oblałam egzamin. Potem oblałam kolejny. I tak samo z następnym.

Jak oblałam egzamin nr 1?
 Zdanie teorii nie było dla mnie żadnym problemem. O dziwo, egzamin na placu manewrowym także zawstydziłam (tak jak za każdym następnym razem). Wyjechałam na miasto, gdzie przez większość czasu też dobrze sobie radziłam. Niemal wszystkie punkciki miałam już odhaczone i to była kwestia zawrócenia na rondzie, po czym wracałabym już do MORDu.
Ale podczas zawracania zajęłam zły pas. Właściwie do dziś nie bardzo wiem, dlaczego i, na który w takim razie powinnam wjechać.

Przyszedł czas na egzamin nr 2 – jak poszło mi tym razem?
W moim mieście jest taka ulica, której przecznice, jeśli chodzi o wygląd – niczym się nie różnią. Do momentu egzaminu nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jest ich więcej niż jedna. Dlatego, kiedy pan egzaminator kazał mi skręcić w jedną z nich, byłam przekonana że to ulica jednokierunkowa, którą jeździłam wiele razy. Następnie kazał mi skręcić w lewo, więc włączyłam lewy kierunkowskaz, spojrzałam w lewe lusterko i pewna siebie, skręciłam na lewy pas. Jakie było moje zdziwienie, gdy egzaminator przerwał egzamin i kazał mi zamienić się z nim miejscami! Jak się pewnie domyślacie – nie była to ulica jednokierunkowa, a jedynie łudząco do niej podobna równoległa uliczka dwukierunkowa.

Jednak nie złamało mnie to i postanowiłam walczyć dalej. 

Zapisałam się na następny egzamin. Jak go nie zdałam?
Ledwo po tym, jak opuściłam teren ośrodka, dostałam polecenie skrętu w prawo i zobaczyłam w oddali palące się czerwone światło. Oczywiście miałam zamiar się zatrzymać. Ale zapaliła się zielona strzałka. Wiele razy miałam taką samą sytuację podczas próbnych jazd i nigdy nie zdarzyło mi się zlekceważyć obowiązku zatrzymania się. Tym razem jednak musiałam mieć jakąś chwilową zaćmę, bo zadowolona tylko rozejrzałam się, czy mam jak przejechać przez pasy i, czy z mojej lewej strony nikt nie nadjeżdża. Kiedy okazało się, że tak, bez namysłu skręciłam. Nie minął nawet ułamek sekundy i sama zorientowałam się, co zrobiłam.

Próbowałam przekonać egzaminatora, by przymknął na to oko ale ten się nie ugiął. To był mój ostatni egzamin.

Mogłabym, tak jak wiele moich koleżanek próbować raz jeszcze, ale zrezygnowałam. 

Dlaczego?

1. Miałam dość. Nie chciałam po raz kolejny czuć tego samego stresu podczas oczekiwania na swoją kolej w ośrodku, ani tym bardziej znowu się zawieść.

2. Stwierdziłam, że zwyczajnie się do tego nie nadaję. Na początku uważałam, że „co to dla mnie” i, że na pewno prędko zdam ten egzamin. Odkąd tylko zaczęłam interesować się zdobyciem prawa jazdy, byłam (i wciąż jestem) zdania, że taki egzamin to pikuś i jeśli ktoś ma problem, żeby go zdać to najwidoczniej nie powinien być kierowcą. Może to ten stres tak na mnie działał, ale prawda jest taka, że kierowca powinien czuć się pewnie za kierownicą. Nie twierdzę, że od razu ma nabyć taką umiejętność, ale któryś z kolei egzamin powinien wydawać mu się łatwiejszy, niż poprzednie. 

3. Poza tym teraz, z perspektywy czasu dowiedziałam się o sobie jeszcze jednej rzeczy. Często jeżdżę ze swoim chłopakiem jako pasażer i okazało się, że straszna ze mnie panikara. Gdybym jako kierowca miała jakiś problem, np. ze sprzęgłem, albo ze skrzynią biegów, nie mam pojęcia co bym zrobiła, ale cokolwiek by to było – byłabym najdalej jak to możliwe od zażegnania tego problemu. Wolę nawet nie wyobrażać sobie, co zrobiłabym, gdybym miała przed sobą perspektywę wypadku albo stłuczki. Wiele razy jadąc z kimś wpadam w panikę, bo wydaje mi się, że nie zdążymy przejechać przed jakimś samochodem albo, że zaraz się z czymś zderzymy, albo kogoś przejedziemy. 60km/h to dla mnie zawrotna prędkość (mimo, że lubię zapierdzielać, to jednak wolę kiedy ktoś inny ma nad tym kontrolę).

4. Uważam, że każdy powinien potrafić ocenić swoje możliwości. Dobrze jest spróbować swoich sił, ale pod warunkiem, że w porę zorientujemy się, że to coś nie jest dla nas.
Jestem przekonana, że wielu ludzi zawdzięcza swoje zdrowie, a może nawet życie właśnie temu, że nie wsiadłam za kółko. Ja sama też szczerze sobie za to dziękuję. Po prostu znam się.

5. 18-latek to osoba, która sama siebie nie zna. Często robi coś pod presją, bo tak robią wszyscy. Stąd biorą się wypadki.
Nie mówiąc już o tym, że jest masę szczęśliwych posiadaczy prawa jazdy, których przygoda z jazdą samochodem zakończyła się na etapie, kiedy zdali egzamin. Potem i tak tułają się autobusami, tramwajami i pociągami. Nie ma chyba nic gorszego, niż mieć prawko i z niego nie korzystać, a potem po latach, jak gdyby nigdy nic wsiąść za kierownicę. Mój znajomy przez coś takiego o mały włos nie rozwalił samochodu.

Jaki z tego wniosek?
Oczywiście, możesz twierdzić, że to twoja decyzja, czy chcesz być kierowcą, czy nie. Ale o ile decyzja należy do ciebie, to już nie jest to tylko twoja sprawa. Nie trzeba długo się rozglądać po ulicach, żeby zobaczyć ludzi, którzy kompletnie lamią. Niestety nie szkodzą tylko sobie. 
Zatem, zanim zdecydujesz się zdobyć takie uprawnienia, przygotuj się na to, że nie musi być to dobry pomysł. Pod nadzorem instruktora będziesz mógł chwilę pojeździć bez praktycznie żadnej odpowiedzialności, więc zdążysz zorientować się, czy to twoja dziedzina. Analizuj swoje działania i obserwuj swoje reakcje.
Przemyśl też, czy warto wydawać tyle kasy na kurs, a potem jeszcze na egzaminy, jeśli prawko nie będzie ci do niczego w najbliższym czasie potrzebne. Jasne, pewnie korzystasz z tego, że rodzice są gotowi pokryć te koszty. Ale zawsze możesz ich poprosić, by te pieniądze dla ciebie odłożyli, dopóki nie będzie konieczne zrobienie licencji.
Poza tym, jeśli któryś raz z kolei nie możesz zdać egzaminu, to spójrz prawdzie w oczy – może po prostu twoim przeznaczeniem jest rower, albo linie autobusowe?
Nie daj sobie wmówić, że prawo jazdy jest niezbędne w dzisiejszych czasach. No chyba, że zamierzasz być kurierem, albo dostarczać pizzę. W przeciwnym razie autobusy i tramwaje dojeżdżają szybciej, niż samochody, które nawet w najmniej spodziewanych godzinach potrafią stać w korku.
I, co najważniejsze – nie bój się przyznać się sam przed sobą, że nie jesteś do czegoś stworzony. Kto wie? Może zamiast dobrym kierowcą, jesteś jednym z tych, którzy w przyszłości będą mieli swojego osobistego szofera? ;-)

Bez względu na to, co zdecydujesz lub co już zdecydowałeś, życzę szerokiej drogi i gumowych słupów.

6 komentarzy:

  1. miałam podobną sytuację. w czasie jazd czułam się w aucie jak ryba w wodzie, teoretyczny poszedł niczym pstryknięcie palcami, a praktyka...po czterech próbach się poddałam. powoli myślę, żeby znowu spróbować ale nie jestem chyba jeszcze gotowa. kosztowało mnie to mnóstwo stresu (potrafiłam stresować się 1,5 tygodnia przed terminem tak że drżały mi nogi i skręcał żołądek leżąc i bycząc się przed telewizorem - dla porównania za 3 dni mam maturę i zero stresu), oprócz tego ten zawód na twarzy rodziny, przyjaciół i przede wszystkim samej siebie - bo wiem, że potrafię a ten egzamin urasta to rangi czegoś kompletnie niewykonalnego...na dzień dzisiejszy mam dreszcze na myśl o ponownym jechaniu do WORDu i wsiadaniu do tej yariski. wolę równowagę psychiczną i tułanie się autobusami ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozpatrywałabym tego w kategoriach "poddania się", no chyba że masz pewność, że byłabyś dobrym kierowcą i brakuje ci jedynie dokumentu.
    W razie czego, powodzenia następnym razem

    OdpowiedzUsuń
  3. cholerka, mam podobne odczucia i kompletnie nie wiem z czego to wynika, z tym, że ja kompletnie odwrotnie - panicznie bałam się jeździć i na prawdę musiałam wziąć dużo dodatkowych jazd, żeby poczuć się pewnie za kierownicą. zdawałam 7 razy, z czego 3 w ogóle sama wracałam do ośrodka, od 5 razu w górę to była już masakra, za 6 nie zdałam na placu z nerwów i to na łuku, mimo że nigdy nie miałam z nim problemów. też postanowiłam sobie odpuścić, ale minął rok od ostatniego egzaminu, a ja nie jestem w stanie nawet o tym myśleć.
    niestety ja studiuję budownictwo i jednak samochód to będzie dla mnie rzecz niezbędna, jeśli chce pracować na budowie, ale z drugiej strony nie wiem, tak mnie przeraża ten egzamin, że nie wiem czy chcę przez to przechodzić jeszcze raz.
    i też się średnio stresowałam maturą i innymi egzaminami, ale zdając prawko zwyczajnie nie mogę się opanować, żołądek się skręca, ręce się trzęsą, no masakra.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie mam prawa jazdy i żyję. Niewiarygodne, ale prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Za pieniądze z osiemnastki wszyscy znajomi biegiem robili prawo jazdy. Ja wolałam kupić sobie lustrzankę. Ja robiłam zdjęcia, a oni i tak w większości nie jeździli, bo rodzice nie chcieli pożyczać samochodu. Podeszłam do egzaminu po skończeniu szkoły i to tylko dlatego, że po zmianie zasad egzaminy miały być trudniejsze. Gdyby nie zmiana zasad, pewnie nadal nie miałabym prawka.
    Teraz mam prawo jazdy i praktycznie nie jeżdżę. Nie ruszyłam mojego auta od kilku miesięcy. Dlaczego? Jak tylko robi się ciepło (czyli w tym roku od lutego) wszędzie jeżdżę rowerem. Samochodu używam głównie w miesiącach jesiennych, gdy na rower już za zimno, ale jeszcze nie ma śniegu (po śniegu nie pojadę, no way!). Albo jak trzeba być kierowcą na imprezie. Spokojnie mogłabym żyć bez auta. Ty też możesz. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja myślę, że może popróbuj jeszcze z tym prawkiem :) Ja zdałam za 4 razem. Jak miałam 20 lat. Teraz mam prawie 26 i będzie mi to prawko potrzebne :) Dalej jestem zdania, że się do czego innego niż rower nie nadaję, ale odległość od pracy robi swoje. A teraz jakbym miała to zdawać to cała chora się czuję natychmiast. Okropne, beznadziejne i upokarzające przeżycie. Głęboko współczuję wszystkim L-kom jak jadą przez miasto.

    OdpowiedzUsuń