Początkowo miałam zamiar – tak jak moi rówieśnicy – wyrobić sobie prawko. Przed 18-stką zapisałam się więc na kurs. Nie minęło wiele
czasu i usiadłam za kierownicą. Czułam się jak ryba w wodzie, zwłaszcza kiedy
jeden z instruktorów postanowił, że pokaże mi, jak wygląda prawdziwa jazda
samochodem i kazał mi jechać za miasto. Na trasie mogłam sobie poużywać,
przekraczać dozwoloną prędkość i jeździć tak, jak każdy normalny kierowca –
w dodatku nie musiałam przejmować się, że zaczną ścigać mnie gliny, bo oczywiście byłam pod jego kontrolą. Odpał!
Jak w takim razie doszło do tego, że dziś nie
posiadam prawa jazdy?
Bardzo prosto. Oblałam egzamin. Potem oblałam
kolejny. I tak samo z następnym.
Jak oblałam egzamin nr 1?
Zdanie teorii nie było dla mnie żadnym problemem.
O dziwo, egzamin na placu manewrowym także zawstydziłam (tak jak za każdym
następnym razem). Wyjechałam na miasto, gdzie przez większość czasu też dobrze
sobie radziłam. Niemal wszystkie punkciki miałam już odhaczone i to była
kwestia zawrócenia na rondzie, po czym wracałabym już do MORDu.
Ale podczas zawracania zajęłam zły pas. Właściwie
do dziś nie bardzo wiem, dlaczego i, na który w takim razie powinnam wjechać.
Przyszedł czas na egzamin nr 2 – jak poszło mi tym razem?
W moim mieście jest taka ulica, której przecznice,
jeśli chodzi o wygląd – niczym się nie różnią. Do momentu egzaminu nawet nie
zdawałam sobie sprawy, że jest ich więcej niż jedna. Dlatego, kiedy pan egzaminator kazał
mi skręcić w jedną z nich, byłam przekonana że to ulica jednokierunkowa, którą
jeździłam wiele razy. Następnie kazał mi skręcić w lewo, więc włączyłam lewy
kierunkowskaz, spojrzałam w lewe lusterko i pewna siebie, skręciłam na lewy
pas. Jakie było moje zdziwienie, gdy egzaminator przerwał egzamin i kazał mi
zamienić się z nim miejscami! Jak się pewnie domyślacie – nie była to ulica
jednokierunkowa, a jedynie łudząco do niej podobna równoległa uliczka
dwukierunkowa.
Jednak nie złamało mnie to i postanowiłam walczyć dalej.
Zapisałam się na następny egzamin. Jak go nie zdałam?
Ledwo po tym, jak opuściłam teren ośrodka, dostałam polecenie skrętu w prawo i zobaczyłam
w oddali palące się czerwone światło. Oczywiście miałam zamiar się zatrzymać. Ale zapaliła
się zielona strzałka. Wiele razy miałam taką samą sytuację podczas próbnych
jazd i nigdy nie zdarzyło mi się zlekceważyć obowiązku zatrzymania się. Tym
razem jednak musiałam mieć jakąś chwilową zaćmę, bo zadowolona tylko
rozejrzałam się, czy mam jak przejechać przez pasy i, czy z mojej lewej strony nikt
nie nadjeżdża. Kiedy okazało się, że tak, bez namysłu skręciłam. Nie minął nawet ułamek sekundy i sama zorientowałam się, co zrobiłam.
Próbowałam przekonać egzaminatora, by przymknął na
to oko ale ten się nie ugiął. To był mój ostatni egzamin.
Mogłabym, tak jak wiele moich koleżanek próbować
raz jeszcze, ale zrezygnowałam.
Dlaczego?
1. Miałam dość. Nie chciałam po
raz kolejny czuć tego samego stresu podczas oczekiwania na swoją kolej w ośrodku, ani
tym bardziej znowu się zawieść.
2. Stwierdziłam, że zwyczajnie się do tego nie
nadaję. Na początku uważałam, że „co to dla mnie” i, że na pewno prędko zdam
ten egzamin. Odkąd tylko zaczęłam interesować się zdobyciem prawa jazdy, byłam (i wciąż jestem) zdania, że taki egzamin to pikuś i jeśli
ktoś ma problem, żeby go zdać to najwidoczniej nie powinien być kierowcą. Może
to ten stres tak na mnie działał, ale prawda jest taka, że kierowca powinien
czuć się pewnie za kierownicą. Nie twierdzę, że od razu ma nabyć taką
umiejętność, ale któryś z kolei egzamin powinien wydawać mu się łatwiejszy, niż
poprzednie.
3. Poza tym teraz, z perspektywy czasu dowiedziałam się o sobie
jeszcze jednej rzeczy. Często jeżdżę ze swoim chłopakiem jako pasażer i okazało
się, że straszna ze mnie panikara. Gdybym jako kierowca miała jakiś problem, np.
ze sprzęgłem, albo ze skrzynią biegów, nie mam pojęcia co bym zrobiła, ale
cokolwiek by to było – byłabym najdalej jak to możliwe od zażegnania tego problemu. Wolę nawet
nie wyobrażać sobie, co zrobiłabym, gdybym miała przed sobą perspektywę wypadku
albo stłuczki. Wiele razy jadąc z kimś wpadam w panikę, bo wydaje mi się, że nie
zdążymy przejechać przed jakimś samochodem albo, że zaraz się z czymś zderzymy,
albo kogoś przejedziemy. 60km/h to dla mnie zawrotna prędkość (mimo, że lubię zapierdzielać, to jednak wolę kiedy ktoś inny ma nad tym kontrolę).
4. Uważam, że każdy powinien potrafić ocenić swoje
możliwości. Dobrze jest spróbować swoich sił, ale pod warunkiem, że w porę
zorientujemy się, że to coś nie jest dla nas.
Jestem przekonana, że wielu ludzi zawdzięcza swoje
zdrowie, a może nawet życie właśnie temu, że nie wsiadłam za kółko. Ja sama też
szczerze sobie za to dziękuję. Po prostu znam się.
5. 18-latek to osoba, która sama siebie nie zna.
Często robi coś pod presją, bo tak robią wszyscy. Stąd biorą się wypadki.
Nie mówiąc już o tym, że jest masę szczęśliwych
posiadaczy prawa jazdy, których przygoda z jazdą samochodem zakończyła się na
etapie, kiedy zdali egzamin. Potem i tak tułają się autobusami, tramwajami i
pociągami. Nie ma chyba nic gorszego, niż mieć prawko i z niego nie korzystać,
a potem po latach, jak gdyby nigdy nic wsiąść za kierownicę. Mój znajomy przez coś takiego o mały włos
nie rozwalił samochodu.
Jaki z tego wniosek?
Oczywiście, możesz twierdzić, że to twoja decyzja, czy chcesz być kierowcą, czy nie. Ale o ile decyzja należy do ciebie, to już nie jest to tylko twoja sprawa. Nie trzeba długo się rozglądać po ulicach, żeby zobaczyć ludzi, którzy kompletnie lamią. Niestety nie szkodzą tylko sobie.
Zatem, zanim zdecydujesz się zdobyć takie uprawnienia, przygotuj
się na to, że nie musi być to dobry pomysł. Pod nadzorem instruktora będziesz mógł
chwilę pojeździć bez praktycznie żadnej odpowiedzialności, więc zdążysz
zorientować się, czy to twoja dziedzina. Analizuj swoje działania i obserwuj swoje reakcje.
Przemyśl też, czy warto wydawać tyle kasy na kurs,
a potem jeszcze na egzaminy, jeśli prawko nie będzie ci do niczego w najbliższym
czasie potrzebne. Jasne, pewnie korzystasz z tego, że rodzice są gotowi pokryć te koszty. Ale zawsze możesz ich poprosić, by te pieniądze dla ciebie odłożyli, dopóki nie będzie konieczne zrobienie licencji.
Poza tym, jeśli któryś raz z kolei nie możesz zdać egzaminu,
to spójrz prawdzie w oczy – może po prostu twoim przeznaczeniem jest rower,
albo linie autobusowe?
Nie daj sobie wmówić, że prawo jazdy jest
niezbędne w dzisiejszych czasach. No chyba, że zamierzasz być kurierem, albo
dostarczać pizzę. W przeciwnym razie autobusy i tramwaje dojeżdżają szybciej,
niż samochody, które nawet w najmniej spodziewanych godzinach potrafią stać w
korku.
I, co najważniejsze – nie bój się przyznać się sam
przed sobą, że nie jesteś do czegoś stworzony. Kto wie? Może zamiast dobrym
kierowcą, jesteś jednym z tych, którzy w przyszłości będą mieli swojego
osobistego szofera? ;-)
Bez względu na to, co zdecydujesz lub co już zdecydowałeś, życzę szerokiej drogi i gumowych słupów.
miałam podobną sytuację. w czasie jazd czułam się w aucie jak ryba w wodzie, teoretyczny poszedł niczym pstryknięcie palcami, a praktyka...po czterech próbach się poddałam. powoli myślę, żeby znowu spróbować ale nie jestem chyba jeszcze gotowa. kosztowało mnie to mnóstwo stresu (potrafiłam stresować się 1,5 tygodnia przed terminem tak że drżały mi nogi i skręcał żołądek leżąc i bycząc się przed telewizorem - dla porównania za 3 dni mam maturę i zero stresu), oprócz tego ten zawód na twarzy rodziny, przyjaciół i przede wszystkim samej siebie - bo wiem, że potrafię a ten egzamin urasta to rangi czegoś kompletnie niewykonalnego...na dzień dzisiejszy mam dreszcze na myśl o ponownym jechaniu do WORDu i wsiadaniu do tej yariski. wolę równowagę psychiczną i tułanie się autobusami ;)
OdpowiedzUsuńNie rozpatrywałabym tego w kategoriach "poddania się", no chyba że masz pewność, że byłabyś dobrym kierowcą i brakuje ci jedynie dokumentu.
OdpowiedzUsuńW razie czego, powodzenia następnym razem
cholerka, mam podobne odczucia i kompletnie nie wiem z czego to wynika, z tym, że ja kompletnie odwrotnie - panicznie bałam się jeździć i na prawdę musiałam wziąć dużo dodatkowych jazd, żeby poczuć się pewnie za kierownicą. zdawałam 7 razy, z czego 3 w ogóle sama wracałam do ośrodka, od 5 razu w górę to była już masakra, za 6 nie zdałam na placu z nerwów i to na łuku, mimo że nigdy nie miałam z nim problemów. też postanowiłam sobie odpuścić, ale minął rok od ostatniego egzaminu, a ja nie jestem w stanie nawet o tym myśleć.
OdpowiedzUsuńniestety ja studiuję budownictwo i jednak samochód to będzie dla mnie rzecz niezbędna, jeśli chce pracować na budowie, ale z drugiej strony nie wiem, tak mnie przeraża ten egzamin, że nie wiem czy chcę przez to przechodzić jeszcze raz.
i też się średnio stresowałam maturą i innymi egzaminami, ale zdając prawko zwyczajnie nie mogę się opanować, żołądek się skręca, ręce się trzęsą, no masakra.
Ja nie mam prawa jazdy i żyję. Niewiarygodne, ale prawdziwe.
OdpowiedzUsuńZa pieniądze z osiemnastki wszyscy znajomi biegiem robili prawo jazdy. Ja wolałam kupić sobie lustrzankę. Ja robiłam zdjęcia, a oni i tak w większości nie jeździli, bo rodzice nie chcieli pożyczać samochodu. Podeszłam do egzaminu po skończeniu szkoły i to tylko dlatego, że po zmianie zasad egzaminy miały być trudniejsze. Gdyby nie zmiana zasad, pewnie nadal nie miałabym prawka.
OdpowiedzUsuńTeraz mam prawo jazdy i praktycznie nie jeżdżę. Nie ruszyłam mojego auta od kilku miesięcy. Dlaczego? Jak tylko robi się ciepło (czyli w tym roku od lutego) wszędzie jeżdżę rowerem. Samochodu używam głównie w miesiącach jesiennych, gdy na rower już za zimno, ale jeszcze nie ma śniegu (po śniegu nie pojadę, no way!). Albo jak trzeba być kierowcą na imprezie. Spokojnie mogłabym żyć bez auta. Ty też możesz. :)
A ja myślę, że może popróbuj jeszcze z tym prawkiem :) Ja zdałam za 4 razem. Jak miałam 20 lat. Teraz mam prawie 26 i będzie mi to prawko potrzebne :) Dalej jestem zdania, że się do czego innego niż rower nie nadaję, ale odległość od pracy robi swoje. A teraz jakbym miała to zdawać to cała chora się czuję natychmiast. Okropne, beznadziejne i upokarzające przeżycie. Głęboko współczuję wszystkim L-kom jak jadą przez miasto.
OdpowiedzUsuń