Co jakiś czas dostaję komentarze albo maile od czytelników, którzy uważają, że jestem niezbyt miła. Postanowiłam
dziś rozwiać wszelkie wątpliwości – tak, jestem. Tak samo często, jak każdy normalny człowiek.
Każdy lubi miłych ludzi. Zawsze się uśmiechają,
zawsze mówią „cześć”, kiedy mijamy ich na ulicy. Nigdy nikogo nie obgadują, są
koleżeńscy, życzliwi, swoim zachowaniem sprawiają że czujemy się przy nich
dobrze, wspierają nas, gdy trzeba i… nie istnieją. Mili ludzie są mili
przeważnie od okazji do okazji, a jeśli ktoś jest nazbyt miły, wydaje się to
podejrzane. Raz na jakiś czas poznam osobę, która spełnia wszystkie z wyżej
wymienionych warunków i przy okazji nie jest sztuczna. Chciałabym taka
być. Jak to nazywałyśmy z siostrami w dzieciństwie – „przyjazna dla świata”...
Bawiłyśmy się w tryskanie miłością do siebie, pożyczałyśmy sobie zabawki, głaskałyśmy się po główkach, uśmiechałyśmy i intonowałyśmy każde wypowiadane zdanie tak, by brzmiało wręcz na wyrost serdecznie, usługiwałyśmy sobie, krótko mówiąc byłyśmy przyjazne dla świata. Rodzice myśleli, że coś nam się stało, już mieli nas chwalić, ale zaraz okazywało się, że to tylko wygłupy i znów zaczynałyśmy się kłócić i wyrywać sobie lalki.
Moje doświadczenia sprawiły, że nie
potrafię udawać. Sto razy bardziej cenię sobie, jeśli ktoś odważy się odkryć
przede mną swoje niezbyt godne podziwu cechy charakteru. Wówczas relacja między mną a
tą osobą staje się… prawdziwa. Bez wzajemnego włażenia sobie w tyłek, bez
nadmiernych uprzejmości.
Gdy kogoś poznajemy, staramy się nawiązać dobre
stosunki, dlatego zazwyczaj obydwie strony starają się dotrzeć, znaleźć wspólne
tematy do rozmowy, uniknąć sprzeczek. Nudzi mnie to. Zdecydowanie wolę ten
etap, na którym jestem już na tyle z kimś zżyta, że nie muszę się kampić ze
swoimi normalnymi zachowaniami.
Nigdy nie lubiłam siebie starającej się o czyjeś
względy i zawsze wolałam mieć mniej znajomych, ale za to takich którzy lubią mnie w całości, a nie tylko wtedy, kiedy mam dobry humor, rzucę śmiesznym
żartem i porozmawiam na każdy temat.
Dlatego tutaj na blogu często możecie odnieść
wrażenie, że jestem niemiła. Ale to nie tak. Jeśli piszę czysto moralizatorską
notkę, w której wygląda na to, że chcę kogoś zbesztać, postawić do pionu –
prawdopodobnie puszczam te słowa w eter i nie kieruję ich do nikogo konkretnego, tylko do tych, którzy tego chcą i do
których taki sposób przemawia. Niektórzy wolą, jak się kładzie kawę na ławę i takie „kazanie” działa na nich motywująco.
Inni tego nie lubią i rozumiem to, bo na mnie samą prędzej zadziałają pochwały niż pociski. I gdybym na miejscu
tych osób czytała notkę, w której ktoś tak jak ja niejednokrotnie, rozstawia
wszystkich po kątach – ostatnie, co bym pomyślała o tej osobie to, że jest agresywna. Raczej żałowałabym, że nie mogę zobaczyć, jak wypowiada się w realu.
Blogowanie to coś, co sprawia, że bez tej
przyjaznej otoczki mogę przekazać to, co mam na myśli. Z jednej strony jestem
kozakiem w necie, bo mogę napisać tutaj dosłownie wszystko i co najwyżej
stracić kilku czytelników bądź przeczytać kilka nieprzychylnych komentarzy. Z
drugiej jednak strony, gdy masz wrażenie, że mogłabym spuścić nieco z tonu, weź
pod rozwagę fakt, że to tylko tekst. Wadą blogowania jest to, że słowa pisane
mogą być odebrane zupełnie inaczej, niż gdyby były wypowiadane. Gdybym na żywo
mówiła ci, co myślę, użyłabym podobnych zwrotów i porównań, a mimo to nie
poczułbyś się atakowany.
Jednak jeśli wciąż cię nie przekonuje moja gadka, na szczęście mój blog to nie jest pozycja z syllabusa i nie masz obowiązku tego czytać. Podobnie jak poza internetem, jeśli coś ci nie pasuje w osobie z dalszego otoczenia (bo jako blogerce bliżej mi do waszych znajomych, niż do przyjaciół) najlepszym rozwiązaniem jest się rozejść, albo nie zwracać na siebie uwagi.
Jesteś "niemiła"? To problem mają ci, którzy tak myślą :)
OdpowiedzUsuńnigdy nie odniosłam wrażenia, że jesteś niemiła. A vlog świetny pomysł !
OdpowiedzUsuńJa to cie totalnie rozumiem. Mnie tak samo nudzi ten etap poznawania się z kimś, jakaś taka sztuczność, powściągliwość, pseudożyczliwość Nie raz słyszałam że jestem super szczera przy pierwszych rozmowach z kimś. Ale ja to sobie cenie. Więcej takich ludzi by się przydało. Dobrze, że jesteś Oleandra, może niektórzy w końcu to zrozumieją.
OdpowiedzUsuńja mam tak, że jestem totalnie ostra dla osób na których mi zależy. Ale nie tak, żeby dostać po pysku, co najwyżej piwem w twarz. Ale potem mi dziękują :D
OdpowiedzUsuńDo pewnego momentu głaskanie może i działa, ale czasem ludziom potrzeba kogoś, kto im powie bez owijania w bawełnę "weź się kurwa ogarnij".
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam bezpośrednich ludzi mimo, że sama nie zawsze taka jestem. Za to lubię ten moment podczas poznawania kogoś, w którym orientuję się, że mogę się nie czaić i mówić co mi się podoba bo widzę, że osoba z którą rozmawiam jest otwarta.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że bycie niemiłym wytykają osoby, które Twoje posty kopnęły w tyłek ;) Nie oszukujmy się... Pochlebstwa są miłe, może i motywują, ale na ziemię potrafią sprowadzić tylko mocne słowa - no przynajmniej mnie. Potrafisz spojrzeć na codzienne sprawy trzeźwo i bez owijania w bawełnę wytykasz błędy ogółu (co najważniejsze, nie wybielając siebie, co właśnie powinno dać do myślenia tym "czytelnikom, którzy są wyłącznie mili"). A na Vlogi czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuń