czwartek, 16 stycznia 2014

Dwa rodzaje pewności siebie

Myślisz, że ludzie dzielą się na pewnych siebie i tych, którzy są pod wrażeniem ich pewności siebie. Ci pierwsi są zawsze w centrum uwagi, wzbudzają podziw albo dezaprobatę. Ci drudzy może by chcieli, ale nie mają odwagi być gwiazdami. Część z nich umie z tym żyć, ale inni wchodzą na mojego bloga przez google po wpisaniu haseł w stylu „co zrobić, gdy ktoś jest zbyt pewny siebie”. To dla nich niemały problem i czują, że muszą coś z tym fantem zrobić, bo nie mogą tak patrzeć z założonymi rękami, jak ktoś inny zbiera same pochwały, słyszy ochy i achy, i to na niego skierowany jest wzrok ludzi z otoczenia.

Myślisz, że ludzie dzielą się na dwie grupy: pewnych i nie szczególnie pewnych siebie. Jesteś w błędzie.


Wśród osób, które tak bardzo rzucają się w oczy są także ci, którzy postanowili stworzyć mit swojej pewności siebie. Pozazdrościli tym, którzy tę pewność siebie mają wrodzoną i od tamtej pory chcą wszystkim udowodnić, jacy są wspaniali, odważni, bezkompromisowi i już nikt im nie podskoczy.

Na bank znasz takich ludzi. Gdzie nie wejdą, są głośni, często wręcz agresywni w swoim zachowaniu. Mijasz ich, a oni patrzą na ciebie z pogardą tylko dlatego, że nie jesteś nimi. Jeśli wypowiadają się w towarzystwie, to dbają o to, by każdy usłyszał ich wypowiedź. Niektórzy im przytakują, inni są rozbawieni, a jeszcze inni widzą, że cała ta sytuacja to zwykłe przedstawienie i nie zamierzają brać w tym udziału.

Osoby faktycznie pewne siebie nie czują potrzeby pokazania, że są pewne siebie. Jeśli ty masz taką potrzebę i wykorzystujesz sprzyjające okoliczności do pokazania, że jesteś fabulous, to znaczy że desperacko prosisz się o to, by inni zwrócili na ciebie uwagę. Manifestujesz swoją osobowość i niektórzy być może się na to nabiorą, ale uwierz, są na tym świecie ludzie w miarę bystrzy, którzy widzą, że masz problem. Np. ja.

Trzy punkty, które łatwo zweryfikują, czy mam rację:

1. Wkraczając w nowe towarzystwo próbujesz się przełamać żeby odezwać się na forum i jeśli ci się to nie udaje, odczuwasz porażkę.
2. Poznajesz osobę pewną siebie, która nie ma problemu np. z występowaniem przed publicznością i po tym, jak zrobiła to dobrze zaczynasz bez jakiegoś sensownego uzasadnienia jej nie lubić.
3. Po przeczytaniu tego tekstu czujesz chęć udowodnienia (choćby sobie samemu), że wcale tak nie jest.

I jak? Obnażyłam cię? Emanujesz, czy epatujesz pewnością siebie? A może jesteś szarą myszką i jest ci z tym dobrze?

18 komentarzy:

  1. heheh oj Oleandra :P Jedno jest pewne - Ty to jesteś dopiero pewna siebie :P
    Za sympatycznie to się tu nie robi !

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się. Ja nie mam i nigdy nie miałem nic do ludzi pewnych siebie. Lubie gdy człowiek nie boi się powiedzieć co aktualnie myśli, broni swojego zdania i potrafi walczyć o swoje. Natomiast nie znoszę, kiedy ktoś na siłę próbuję być zabawny i arogancki. W kontakcie z ludźmi bardzo łatwo jest wyczuć tą różnicę, o której piszesz. Jeśli ktoś udaję kogoś kim nie jest, zawsze poniesie porażkę. Może uda mu się oszukać innych, ale nie samego siebie.
    Zauważyłem, że dużą tendencję do tego typu zachowań mają ludzie grubi i zakompleksieni. Może to tylko moje złudne obserwację... Kto wie.

    OdpowiedzUsuń
  3. szaraczki nie lubią ludzi pewnych siebie, ponieważ sami nigdy tacy nie będą. Zwykła zawiść wynikająca z zazdrości :D

    OdpowiedzUsuń
  4. spokojnie. nie znamy się i widzimy tylko swoje literki, więc nie rozumiem skąd takie gwałtowne ocenianie się na wzajem?
    nie możemy zweryfikować, czy ktoś tu jest pewny siebie, albo czy jest szaraczkiem.
    ale chętnie się dowiem, dlaczego ja wg whatawhata jestem pewna siebie i dlaczego ma nie być sympatycznie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałam na myśli "złej" pewności siebie czyt, zarozumialstwa więc nie musicie się od razu unosić ;)Chodziło mi o pewność siebie w wyrażaniu słowem czy stwierdzaniu np ,że jesteś tą osobą, która jest na tyle bystra by wychwycić czy ktoś się stara za bardzo dopasować.
    Czasami można się przejechać na ocenianiu ludzi.
    Nie czuję się ani szaraczkiem ani nie mam potrzeby udowadniania nikomu, że nie mam kompleksów. Do której g

    OdpowiedzUsuń
  6. rozumiem o czym mówisz, bo na co dzień sama wstrzymuję się od oceniania ludzi na podstawie jednej, wyjętej z kontekstu cechy. w ogóle nie lubię oceniać - jeśli już, to bardziej dostrzegać pewne cechy, sprzeczności zawiłości ludzkiej psychiki ;).



    ten tekst wbrew pozorom nie ma na celu podzielić ludzi na pewnych siebie, pewnych siebie inaczej i niepewnych siebie, a jedynie zwrócić uwagę na fakt, że pewne rzeczy widać gołym okiem i jeśli ktoś chce uchodzić za pewnego siebie, sili się na to na każdym kroku, to może się na tym przejechać.
    słusznie zauważył kFFiatu, że w ostateczności można oszukać innych, ale siebie samych nie oszukamy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj. Moje szkolne lata, szczególnie podstawówka i gimnazjum to było takie szarakowanie. Byłam typową szarą myszką, żyjącą w cieniu swojej przyjaciółki. W liceum to się zmieniło. Powiedziałam sobie: Dość. Nie jesteś szarą myszką, tylko ktoś sprawił, że tak o sobie myślałaś.
    Już od pierwszych dni w liceum poznałam wiele świetnych osób. Nie bałam się odezwać, bo wyszłam z założenia, że odzywając się do kogoś nic nie tracę. Unikając rozmowy - tracę duuuużo więcej - tracę możliwość poznania przyjaciela, dobrej koleżanki czy świetnego znajomego. I tak funkcjonowałam przez całe liceum. Może nie byłam sławna, ale miałam grono dobrych znajomych (przeliczyłam się nazywając kilku swoimi przyjaciółmi). I przeżyłam genialne trzy lata liceum. Na studiach sprawa trochę się zmieniła, stałam się bardziej hmm zamknięta w sobie. Ale jak rozmawiam z osobami, które poznały mnie w czasie studenckim, mówią, że jestem otwarta, nie lękam się kontaktów z ludźmi i co najważniejsze emanuję pozytywną energią. Chyba to jest ważniejsze niż jakieś tam brylowanie w towarzystwie ;)).
    Publiczne występy - uwielbiam! Od małego. Brałam udział w wielu konkursach recytatorskich, aktorskich, śpiewałam w chórze, jeździłam na różnego rodzaju konkursy. To uczy walki z tremą. I dlatego chyba nawet wybrałam zawód nauczyciela - wiecznie na scenie. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. dałaś przykład, że we wszystkim można zachować umiar - chęć metamorfozy wcale nie musi oznaczać, że zaczniesz narzucać siebie innym :). takie podejście przydałoby się wielu osobom.


    a co do wystąpień publicznych, to w dzieciństwie też to uwielbiałam, a potem nagle w którymś momencie zapomniałam, jak to jest całkowicie pokonać tremę. przypuszczam, że zagranie jakiejś roli nie byłoby takim problemem, ale już np. za wygłaszaniem referatów nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
  9. znam jedną osobę, która ma problem z nadwagą i przy okazji jest bardzo krzykliwa i zarozumiała. nie wiem, czy to jest jej reakcja obronna z powodu kompleksów, ale jednemu nie da się zaprzeczyć - te dwie cechy w połączeniu są naprawdę komiczne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hm, ja jestem w obydwu grupach. Mam swoje lęki i fobię społeczną, więc nie zawsze lubię świecić - zwłaszcza w nowym towarzystwie - ale jak już zacznę, to jestem gwiazdą, kradnę scenę i podbieram fanów. Często nieświadomie. Na konwersatoriach było to fajnie widać, bo starałem się dać innym ludziom przestrzeń, żeby się wypowiedzieli, dopóki nie widziałem, że jestem jedyną osobą, która zna odpowiedź - wtedy ktoś musiał uratować honor grupy :D

    Punkt drugi jest ciekawy - bo uwielbiam, gdy ktoś jest świetny w występach publicznych. Aż miło popatrzeć: raz, że to czysta przyjemność, a dwa, że zawsze można podejrzeć jakąś technikę. Natomiast męczą mnie ludzie, którzy powinni trzymać się od sceny z daleka: nerwowo dukający, czytający referat z kartki, mamroczący coś niewyraźnie lub recytujący zdania szesnastokrotnie złożone i naszpikowane terminologią. Mam poczucie, że marnują mój czas i równocześnie jest mi za nich przykro, bo widzę, że nie czują się tam dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Z tym drugim punktem to działa trochę tak, że te osoby doskonale wiedzą o tym, że się nie nadają. Niektórzy mogą potraktować to jak wyzwanie i poćwiczyć mowę przed lustrem, innych trema paraliżuje, ale nie mają wyboru, bo np. na studiach dość często wymaga się wygłaszania jakichś referatów. Gdyby mogli, trzymaliby się z daleka od publicznych wystąpień.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale ponieważ nie mogą tego uniknąć... dlaczego nie opanować tego lepiej? Chociażby zrobić prezentację w punktach (i wyświetlić pełen tekst tylko sobie) zamiast czytać tekst z kartki lub odczytać slajdy na głos?
    Jasne, że nigdy nie będą naturalnymi gwiazdami, co to w ogóle nie muszą się starać i nawet jeśli zrobią masę błędów, to i tak przykują uwagę, ale niektóre tricki nie są trudne, a mogą ułatwić życie i biednym występującym, i słuchaczom.

    Poza tym studia studiami (dla mnie to przeszłość), gorzej jak ma się miłą i spokojną pracę, i nagle trzeba zaprezentować raport finansowy przed zarządem, albo dotychczasowe badań naukowych przed osobami decydującymi, czy dalej wspomagać projekt finansowo, albo po prostu jest się autorem pomysłu, który należy ludziom sprzedać, i wpadło się na niego na zebraniu, więc nie ma innej opcji niż wystąpienie z nim przed grupą.

    Albo jest się ekspertem, działaczem społecznym lub politykiem na konferencji sejmowej i mówi się rzeczy ważne, w które się wierzy i które mają zmienić czyjeś życie... tylko że ludzie nie słuchają, bo człowiek nie potrafi mówić do publiczności, a do tego jest niskie ciśnienie i pada śnieg. (Z życia).

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz, rozumiem o czym mówisz, bo sama kiedyś miałam takie "rozwojowe" podejście, że jak czegoś nie umiem, to zamiast mówić "nie nadaję się" po prostu wziąć się za siebie.
    Ale dziś myślę, że to nie ma sensu jak wychodzisz ze swojej strefy komfortu tylko dla zasady i sam nie do końca wierzysz w to, że jest ci to potrzebne do szczęścia.
    Nie dajmy się zwariować. Nie można być dobrym w każdej dziedzinie, a jeśli ktoś sobie stawia taki cel, to może się skończyć tak, że uzna, że jest beznadziejny bo tyle czasu ćwiczył przemowę, a i tak wyszła źle. Satysfakcja z tego, że przynajmniej się starał? Po co to komu?
    Sztuką jest dojść do takiego momentu w życiu, który pozwala ci robić to co chcesz, a jeśli nie czujesz się w czymś dobrze to po prostu tego nie robisz. Nic nie musieć - to jest dopiero komfort.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeśli doskonalenie się w wygłaszaniu referatów na studiach ma mi pomóc w osiągnięciu celu - zdobycie wymarzonej pracy, bo kiedyś tam planuję np. zostać politykiem, albo piąć się po szczeblach kariery w korpo, to oczywiście się zgadzam.


    Ale jeśli mam stosować proste tricki, które sprawią, że inni może będą się mniej nudzić podczas mojego wystąpienia i zdobędę piątkę zamiast trójki, ale nic poza tym - nie będę tego wykorzystywać w przyszłości, to wolę czytać z kartki. Bo nie widzę sensu utrudniać sobie życia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Hmmm, masz coś do przekazania światu, skoro prowadzisz bloga. Dlaczego stosujesz takie metody jak wygodny system blogowy i atrakcyjny wizualnie szablon, dzięki czemu czytelnicy nie męczą się czytając to, co piszesz? I jeszcze ten Disqus, który zwiększa zaangażowanie czytelników. Tyle wysiłku, żeby inni nie męczyli się, czytając to, co masz do przekazania i może zostawili komentarz - nie wolisz przypadkiem wydłubać strony w HTML-u, i to jeszcze z pominięciem CSS-a? Przecież nie widzisz sensu utrudniać sobie życia.

    Mam nadzieję, że to skutecznie zilustrowało, jak bardzo się nie rozumiemy ;P

    Te tricki, o których napisałem, oznaczają, że Twoje wystąpienie jest LEPSZE. Bardziej profesjonalne. To właśnie jest doskonalenie się. Tylko że nie osiągasz bycia lepszą jakimś skrajnym zapieprzem, uczeniem się na pamięć prezentacji i wielkim stresem co będzie, jak zapomnisz jednego słówka lub ktoś Cię wytrąci z równowagi - ale po prostu zrobieniem kilku rzeczy skuteczniej, przez co UŁATWIASZ sobie życie i wypadasz profesjonalnie. (Czytasz blogi pisane w HTML-u?)

    Poza tym - jeżeli umiesz zabłysnąć na studiach, interesując słuchaczy tematem i przekonując ich do czegoś, to znaczy, że masz na nich wpływ. I tak, na studiach to znaczy mało, bo potem zapomnisz o piątce, ale za to jeśli dostaniesz trójkę, to nie jest to mega porażka. Za to jeśli zagłosują przeciwko albo dadzą Ci mniej kasy - to już dużo tracisz. Być może zrobią to tylko dlatego, że będziesz czytała z kartki, okazując tym samym, że zwisa Ci zarówno temat (na którym się nie znasz, skoro potrzebujesz kartki), jak i oni sami (skoro wolisz mówić do kartki, a nie do nich).

    "Piątka zamiast trójki" jest zatem odpowiednikiem "50 tysięcy na projekt zamiast 30 tysięcy" albo "głosu na tak zamiast głosu na nie", albo dowolnej innej korzyści, na której Ci cholernie zależy. Możesz potraktować studia jako poligon doświadczalny. Twoje umiejętności będą te same. Słuchacze będą reagować tak samo. Sukces może nie będzie super ekstra zajebisty, chyba że umiesz się nagradzać za własny rozwój. Ale porażka nie będzie Cię dużo kosztowała.

    OdpowiedzUsuń
  16. I dalej się nie rozumiemy. Bo właśnie piszę bloga dlatego, że lubię i o dziwo akurat jestem osobą, która lubi babrać się w błotku css'a, właściwie nie umiałabym zrobić szablonu na innej platformie ale to jest dla mnie do ogarnięcia. Blog i wszystko co się z nim wiąże, to moje hobby więc może zabrzmię jak opętana, ale lubię się męczyć i na zasadzie prób i błędów tworzyć lepsze lub gorsze szablony. W przypadku przemawiania cały czas uważam, że jeśli komuś to jest do czegoś potrzebne, to jestem za tym, żeby próbował.

    Z tym mówieniem do kartki to jest tak, że na studiach wszyscy to olewają i idą po najmniejszej linii oporu. Owszem, zdarzają się przypadki, że ktoś weźmie sobie do serca i pracę nt. Polityki odprężenia zapragnie wygłosić tak, że wszyscy nagle zaczną się tym interesować ale ostatecznie i tak mało kto to doceni, bo większość po prostu chce to odbębnić i nie widzę w tym niczego złego.

    Ja nie zamierzam pracować w miejscu, gdzie miałabym wygłaszać jakiekolwiek przemówienia, więc niespecjalnie przejmuję się tym, że nie będę umiała tego robić.

    Wystąpienie publiczne to jeden z przykładów, taki co do którego się z tobą nie zgadzam, ale są inne wyzwania które chętnie podejmę, jeśli uznam że bez tego nie będę mogła się rozwinąć w danej dziedzinie. Bynajmniej nie mam podejścia: "to zbyt trudne, więc ja odpadam" o ile chodzi o umiejętności, na których mi zależy.

    OdpowiedzUsuń
  17. Istotnie dziwne, że się nie rozumiemy, skoro raczej się zgadzamy.
    Minus samo podejście do wystąpień publicznych, bo kiedy robię coś, żeby to odbębnić, JA umieram z nudów, niczego sie nie uczę i mam poczucie zmarnowanego czasu. A jeśli jeszcze wcześniej pracuje się nad projektem w zespole, odbębnianie jest czystym masochizmem - wszyscy wiszą nad pustą kartką i wzdychają, jak bardzo im się nie chce. Szkoda życia - lepiej sprzedać ludziom pomysł z jajem i zgłosić się na tego, kto go później zaprezentuje reszcie. Przeważnie się godzą, więc mamy zabawę... i dobry projekt.

    OdpowiedzUsuń