wtorek, 27 sierpnia 2013

Grecja, Corfu town, dzień 3

Co tu dużo mówić - uwierzcie, nie ma nic gorszego niż kac na wakacjach. Jeśli przeczytaliście relację z poprzedniego dnia, to wiecie, o co chodzi.
Jedyne, na co człowiek ma ochotę kiedy ma syndrom dnia poprzedniego, to sen, jednak nie za bardzo da się spać, gdy co chwilę słyszysz najmłodszych, jakże słodkich i niewinnych gości hotelu Apollo.
M chciał wystraszyć małe dzieci i poniosło go do tego stopnia, że gdy pod drzwiami usłyszeliśmy ich darcie się, użył swojego groźnego tonu (takiego, którego lękam się nawet ja): CICHO!
Zadziałało, bo dzieci się wystraszyły i od tamtej pory chodziły na paluszkach, a gdy tylko któreś z nich na korytarzu pisnęło słówkiem, mama mówiła im: "ciiiii". Oj podniosły się mu morale.
Niezbyt ogarnięci mieliśmy przed sobą perspektywę wieczornego rejsu do miasta Corfu, więc przed 17 trzeba było w jakiś magiczny sposób zebrać siły i dotrzeć na zbiórkę.
Dla niedoinformowanych: Corfu to stolica wyspy o jakże zaskakującej i nie dającej się przewidzieć nazwie... Corfu. Będąc na niej nie można nie zobaczyć tego miasteczka. Tym bardziej, że miejscowość w której byliśmy zakwaterowani, oprócz kamienistej plaży, pięknego morza, klimatycznych tawern, hoteli i kilku marketów z pamiątkami miała tak naprawdę niewiele do zaoferowania. Trzeba więc było wychylić nos poza Messonghi...



Łódź była przepełniona turystami, ale dopóki nikt nie odkrył, że można wejść na pięterko i usiąść na jej "dachu", uciekliśmy przed nimi. Kac to jednak taki dziwny stan, który powoduje, że masz ochotę być jak najdalej od ludzi.



Jednak w Corfu było to prawie że niemożliwe. Co prawda, gdy dobiliśmy do brzegu uznałam, że zdarzył się cud - pierwszy raz kac przeszedł mi jeszcze tego samego dnia, a nie następnego po przebudzeniu.


drogowskaz

Corfu jest przepięknym miastem. Uwielbiam przemieszczać się uliczkami - nie tylko dają one schronienie przed słońcem, ale to właśnie tutaj czuć klimat miasta. Na poznawanie go mieliśmy aż 3, które pod koniec okazały się zaledwie trzema godzinami...

Liston










pyszna pizza!
Było po prostu bosko! Odbijanie do uliczek najwęższych z najwęższych - ustronnych i cichych miejsc ukrytych w samym środku tego miejskiego gwaru - sznurki z praniem, babcie, które szyją na maszynie w swoich starych pracowniach, dziadki, którzy siedzą przy stoliku niewielkiej knajpki i gaworzą zepewne coś na temat turystów przechodzących tamtędy może raz na godzinę, bo akurat ktoś się zabłąkał... to właśnie była prawdziwa Grecja.


cykady
Ponadto Corfu jest miastem łączącym w sobie dwie rzeczy, które lubię - uliczki, uliczki, uliczki oraz morskie wybrzeże. A w tym morzu stoją cudowne jachty i łodzie, zakotwiczone, albo przywiązane, czekając jak psy na swoich właścicieli.
A propos psów, je też można tam spotkać. W zasadzie rzadko kiedy z właścicielami. Większość nie ma nawet obroży i pałęta się pod nogami albo leży na środku ruchliwej uliczki i wypoczywa. Prawie wszystkie mają spojrzenie pt. "nie, wcale nie chcesz tu mieszkać".

poznajcie Zwłoki'ego
pies, który miał omamy
turysta
pies, który zszedł z roweru
Oprócz tego można spotkać też dorożki. Na jedną dorożkę przypada jeden koń, który ciągnie nieraz całą gromadkę ludzi... W Krakowie za każdym razem pęka mi serce, gdy widzę biedne koniki stojące w pełnym słońcu albo ciągnące wóz z turystami, a niestety, w porównaniu z końmi w Corfu to jest nic! Te greckie wyglądają, jak anorektyczki na wybiegu, tuż przed omdleniem. Naprawdę, nie miałam serca, żeby tak po prostu sobie stanąć i walnąć im zdjęcie, żebyście mogli to zobaczyć... Poza tym jeśli jesteście, jak ja, wrażliwi, to nawet i lepiej, jeśli tego nie zobaczycie. Ja po prostu wolałam jak najszybciej je minąć i cóż - zapomnieć o tym dramatycznym widoku. Bo tak wygodniej.

Mimo to czułam się zauroczona tym miejscem i pod koniec czułam cholerny niedosyt, jednak trzeba było posadzić tyłek na łodzi i wracać...




Nocny rejs powrotny to także jedna z chwil, których nie chcę zapomnieć. Ledwo kołyszące morze, M leży na podłodze z głową na moich kolanach i patrzy w gwiazdy, a ja na niego. Z jakiegoś pokładowego radyjka dobiegają nas dźwięki greckich piosenek granych na buzuki, ale też bardziej znanych hitów pasujących do nastroju. A my jak zwykle wkręcamy sobie różne fazy, śmiejąc się jak chorzy. Chorzy na szczęście.
C.D.N.

4 komentarze:

  1. Ach, aż się uśmiechnęłam czytając ostatnie zdanie. Zazdroszczę Wam wspaniałej podróży! Zdjęcia zachwycają... Szkoda tylko, że tą wyjątkową wycieczkę zakłócał kac-morderca, ale cóż, zasada "coś za coś" panuje nieustannie i bez wyjątku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pizza wygląda obłędnie! Pozazdrościć tylko! Wycieczki, nie kaca :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Corfu jest przepięknym miastem - zgadzam się w zupełności :)
    Piękne zdjęcia! Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pieknie Olus ;)

    OdpowiedzUsuń