Posiadacze czterodniowych karnetów na openera na jej koncert mieli wstęp za free. W rzeczywistości było to zwykłe przedłużenie imprezy o jeden dzień, ponieważ miasteczka piwne, wszystkie budki z syfnym jedzeniem i napojami tego dnia były nadal otwarte, tak samo z diabelskim młynem z psami (tak nazywaliśmy chrabąszcze majowe, żeby się z nimi nieco bardziej oswoić ;)).
Zważywszy na fakt, że miałam problem z chodzeniem, na Rihannę wybraliśmy się samochodem. Parking jeszcze chyba nigdy nie był tak przepełniony po brzegi samochodami. Jadąc przez Kosakowo mijaliśmy co chwilę oddanych fanów RiRi, którzy sympatię do tego typu muzyki mieli niemalże wypisaną na twarzy.
Kiedy już przedarliśmy się do bram, przeszłam przez nie bez większych komplikacji i zaczęłam w tłumie szukać M. Gdy już go ujrzałam, okazało się, że został zatrzymany. Ponoć cała sytuacja od początku wyglądała tak, że jeden z bramkarzy po sprawdzeniu jego paska powiedział "proszę za mną".
M: ale co się stało?
B (jak bramkarz tudzież burak): proszę za mną.
M: chwileczkę, muszę kogoś znaleźć.
B: nie, proszę iść za mną.
M: nie. czekam na dziewczynę.
M: ale co się stało?
B (jak bramkarz tudzież burak): proszę za mną.
M: chwileczkę, muszę kogoś znaleźć.
B: nie, proszę iść za mną.
M: nie. czekam na dziewczynę.
W tej właśnie chwili dziewczyna, czyli ja, zauważyłam swojego chłopaka niemal zalanego potem i trzęsącego się ze strachu przed tym złym człowiekiem. Podeszłam, by dowiedzieć się o co tym razem chodzi.
Burak zaprowadził nas do jakiejś wielce specjalistki od zginania blaszek przy pasku.
B: proszę zobaczyć. jest ewidentnie wygięty (wbrew temu, że prawdopodobnie słyszy ten tekst od każdej laski, przed którą ściąga kalesony, tym razem chodziło o paseczek, czy coś tam...)
S (specjalistka): mhm, mhm, no tak, a gdzie pan zakładał ten pasek?
M: przy dworcu (nie, kurwa, w domu!)
S: no tak, mhm... mhm... no, w zasadzie mogło się tak wygiąć... mhm... ok, może pan iść.
Parsknęłam pogardliwie i poszliśmy. Nie to, żebym była jakaś zarozumiała i nie szanowała marnej pracy tych ludzi, ale po doświadczeniach z nimi ciężko nie mieć podejrzeń, że za znalezienie delikwenta, który próbuje albo coś przemycić, albo przemycić siebie za pomocą różnych sztuczek muszą oni zapewne dostawać jakiś złoty order dzielnego bramkarza, albo inną równie respektowaną odznakę. Robią dosłownie wszystko, żeby cię przejrzeć, bo na pewno nie jesteś wielbicielem muzyki, tylko potencjalnym oszustem.
Koniec końców jednak udało nam się dotrzeć pod scenę. Się czyta Pudelka, to się wie, że Rihanna lubi się spóźniać. Zatem nie zdziwiło mnie, kiedy minęło pół godziny, a jej wciąż nie było na scenie. Stałam sobie grzecznie i czekałam - im dłużej, tym ciężej było zrezygnować i iść do domu. Ale jednak nadal istniała taka możliwość.
W międzyczasie nie obeszło by się bez typowego dla tłumu jaskiniowców wycia pod sceną, które, jak zgaduję, miało dać wyraz ich oburzenia, że jak ona śmie jeszcze się tam przygotowywać za kulisami, kiedy oni przebyli tyle kilometrów, żeby ją zobaczyć.
Wycie to było tak długie, głośne i dosadne, że obawiałam się, że Rihanna jednak była na scenie i grała, ale ją zagłuszyli, albo już miała zaczynać, ale jaskiniowcy ją skutecznie odstraszyli... Wył każdy: mama, tata i dzieci. Mąż i żona. Koleżanka i kolega. I wszyscy byli zgodni co do tego, że tak trzeba. Nikomu nie przyszło do głowy, że taka sława jak RiRi ma prawo się spóźnić. Że to się zdarza niemal na każdym tego typu koncercie, ale skąd niby przeciętny szary człowieczek ma to wiedzieć, skoro przez całe życie nie rusza tyłka poza salon i tego typu koncerty ogląda jedynie w tv albo na youtube? Wydaje mu się, że jak już szarpnie się i wyda te dwie stówki, to może sobie żądać. Nawet tego, żeby nieumalowana gwiazda wyszła na scenę i zaśpiewała jego ulubione piosenki, choćby bez dobrego nagłośnienia, oczywiście nie zapominając o tym, by mu je odpowiednio zadedykować. A jak nie, to trzeba ją wygwizdać, bo jej się w głowie poprzewracało.
To nic, że biorąc 200pln za koncert, nad którym pracują setki ludzi ona sama gra niemalże charytatywnie. W takim kraju jak Polska najzwyczajniej nie opyla się grać za takie pieniądze, ale nikt nie weźmie tego pod uwagę, bo mu się to wszystko należy jak psu buda, poza tym, "skoro wszyscy rzucają pomidorami, to ja też muszę".
Zawsze mam hejta na ludzi, którzy cieszą się, że mogą kogoś zgnoić.
Pod koniec czekania, żeby nieco rozweselić publiczność, puszczano takie hity jak Gangam Style, albo Harlem Shake. Przy tym drugim żałowałam, że przy wejściu nie rozdawali wszystkim masek Chrisa Browna, byłoby zapewne znacznie weselej (choć samej zainteresowanej raczej średnio).
W międzyczasie nie obeszło by się bez typowego dla tłumu jaskiniowców wycia pod sceną, które, jak zgaduję, miało dać wyraz ich oburzenia, że jak ona śmie jeszcze się tam przygotowywać za kulisami, kiedy oni przebyli tyle kilometrów, żeby ją zobaczyć.
Wycie to było tak długie, głośne i dosadne, że obawiałam się, że Rihanna jednak była na scenie i grała, ale ją zagłuszyli, albo już miała zaczynać, ale jaskiniowcy ją skutecznie odstraszyli... Wył każdy: mama, tata i dzieci. Mąż i żona. Koleżanka i kolega. I wszyscy byli zgodni co do tego, że tak trzeba. Nikomu nie przyszło do głowy, że taka sława jak RiRi ma prawo się spóźnić. Że to się zdarza niemal na każdym tego typu koncercie, ale skąd niby przeciętny szary człowieczek ma to wiedzieć, skoro przez całe życie nie rusza tyłka poza salon i tego typu koncerty ogląda jedynie w tv albo na youtube? Wydaje mu się, że jak już szarpnie się i wyda te dwie stówki, to może sobie żądać. Nawet tego, żeby nieumalowana gwiazda wyszła na scenę i zaśpiewała jego ulubione piosenki, choćby bez dobrego nagłośnienia, oczywiście nie zapominając o tym, by mu je odpowiednio zadedykować. A jak nie, to trzeba ją wygwizdać, bo jej się w głowie poprzewracało.
To nic, że biorąc 200pln za koncert, nad którym pracują setki ludzi ona sama gra niemalże charytatywnie. W takim kraju jak Polska najzwyczajniej nie opyla się grać za takie pieniądze, ale nikt nie weźmie tego pod uwagę, bo mu się to wszystko należy jak psu buda, poza tym, "skoro wszyscy rzucają pomidorami, to ja też muszę".
Zawsze mam hejta na ludzi, którzy cieszą się, że mogą kogoś zgnoić.
Pod koniec czekania, żeby nieco rozweselić publiczność, puszczano takie hity jak Gangam Style, albo Harlem Shake. Przy tym drugim żałowałam, że przy wejściu nie rozdawali wszystkim masek Chrisa Browna, byłoby zapewne znacznie weselej (choć samej zainteresowanej raczej średnio).
Minęła godzina i RiRi pojawiła się na scenie. Nagle wszyscy zapomnieli o tym, jak ich wkurzyła. Teraz pora wyrazić niezadowolenie, że jednak śpiewa z playbacku.
"Poland, what the fuck is this?!" - te słowa wypowiedziane przez gwiazdę w zupełności podsumowują zachowanie tłumu...
Potem na szczęście się rozkręciło. W zasadzie każda piosenka Rihanny jest hitem, więc bez względu na to, co zagrała, wszyscy to znali i byli usatysfakcjonowani tym bardziej, że od czasu do czasu zdarzało jej się nawet coś zaśpiewać.
Ja, mimo że nie jestem jej fanką i, gdybym nie miała wstępu za darmo, najprawdopodobniej bym na ten koncert nie przyszła, także radowałam się, gdy zaśpiewała parę piosenek z najnowszego albumu. Poza tym ciężko mi narzekać na cokolwiek, bo na koncertach popowych liczy się show, a tu wrażeń nie zabrakło.
Tak naprawdę wystarczyło, że zeszła po schodach do publiczności, uścisnęła dłoń kilku osobom i dała się pomacać. Nic więcej nie trzeba było robić. To jest gwiazda, jakich mało, więc szajning brajt lajke dajmond robi cały koncert :-)
Ja, mimo że nie jestem jej fanką i, gdybym nie miała wstępu za darmo, najprawdopodobniej bym na ten koncert nie przyszła, także radowałam się, gdy zaśpiewała parę piosenek z najnowszego albumu. Poza tym ciężko mi narzekać na cokolwiek, bo na koncertach popowych liczy się show, a tu wrażeń nie zabrakło.
Tak naprawdę wystarczyło, że zeszła po schodach do publiczności, uścisnęła dłoń kilku osobom i dała się pomacać. Nic więcej nie trzeba było robić. To jest gwiazda, jakich mało, więc szajning brajt lajke dajmond robi cały koncert :-)
Oczywiście dało się słyszeć narzekania, że "jak to tak, za tyle pieniędzy wyszła na scenę i grała tylko półtorej godziny?!", ale będę mądrzejsza i przestanę już narzekać na narzekania ludzi. Mnie się podobało. Koncert trwał tyle, ile powinien, tym bardziej że już mnie nogi do spółki z plecami bolały od bujania się i stania pod sceną.
Jedna rzecz nawet skłoniła mnie do refleksji... przed jedną z ckliwych piosenek Rihanna zapytała publiczność "are you in love?". Tak, jesteśmy. "That's excelent. Then, you know how complicated this shit can be".
Święta prawda, pomyśleliście wy i powiedziały tysiące osób z publiczności. Pobujajmy się więc w smutku do kawałka na cześć skomplikowanej miłości...
Ja tam nie wiem, o co wam wszystkim chodzi z przypisywaniem miłości pewych jakże uszlachetniających cech. Jeśli ktoś uważa, że miłość okupiona jest cierpieniem, to najczęściej po czasie okazuje się, że to nie było to. Miłość jest prosta jak melodia popowej miłosnej piosenki: jeśli piosenka jakiegoś enrike ma wesołą melodię, to nieważne w jakim języku, i tak wiesz, że śpiewa on o miłości odwzajemnionej; jeśli smutną, to pewnie go ktoś odrzucił... prościej już się nie da - albo nie widzisz poza kimś świata, albo tego kogoś nie kochasz. Albo ktoś cię kocha, albo cię leje po ryju (tak właśnie, Rihanno). Albo jesteście szczęśliwi i cieszycie się każdą wspólnie spędzoną chwilą, a wasz związek sprawia, że oboje kwitniecie, albo się rozstańcie, bo lepiej teraz niż później. Ale o tym będzie jeszcze milion notek na tym blogu. Jak wrócę :).
P.S. Wczoraj wysłałam pocztówki! Dajcie znać, jak już dotrą.
P.S. 2. Zdjęcia z koncertu do tej notki wrzucę, jak już będę w domu. Teraz internet to jest dla mnie rarytas i i tak musiałam się nieźle natrudzić, żeby zamieścić tu tę notkę.
![]() |
polskieradio.pl |
Eh. Ja zawsze uważałam, że miłość jest prosta. A przynajmniej z założenia powinna taka być. Prosta. A jednak kolejne związki spaczały mój sposób myślenia i, mam wrażenie, że sama komplikowałam sobie życie. Teraz innej miłości - niż ta prosta - nie będę akceptować. Mamy się kochać. Ja jego, on mnie. Mamy sobie ufać. Mamy się nawzajem wspierać.
OdpowiedzUsuńI jeszcze wiele innych punktów mamy oboje spełnić.
A jak nie, to ta "miłość" będzie gówno warta.
Niestety... Coraz częściej mam wrażenie, że Polacy uważają (chociaż chyba powinnam napisać "uważamy w większości"). że wszystko im się należy. Zaczynając od kawy na śniadanie a kończąc na villi z basenem na przełomie całego życia. Oczywiście bez najmniejszego wkładu własnego. Powoli przestaje mnie dziwić, że jesteśmy w ten a nie inny sposób postrzegani za granicą. Ale najważniejsze, że Ty jesteś zadowolona z wyjazdu :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem tu przybyłam i myśl zostawiłam: wycie publiczności fakt ,nie jest eleganckie.ale skąd przekonanie o tym,że wypada się spóźniać? Jeśli występują nieprzewidziane okoliczności publiczność powinna być o tym poinformowana i przeproszona. Jest to brak szacunku. Byłam na kilku koncertach w życiu i wiem,że są muzycy,którzy się nie spóźniaja,ba nawet jeśli coś takiego się zdarzy są artyści,którzy potrafią osobiście wyjść na scenę, przeprosić .pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńnie powiedziałam, że wypada się spóźniać, tylko że ma prawo się spóźnić. spóźnianie się wielkich gwiazd jest tak normalne i przewidywalne, jak to, że nie zwrócą ci pieniędzy za bilet, gdy już machniesz na to ręką i pójdziesz do domu przed koncertem.
Usuńbrak szacunku? myślę, że to nie ma z tym nic wspólnego. sztab ludzi próbuje zgrać wszystko, żeby gwiazda mogła wyjść na scenę. podziękowaniem za czekanie jest efekt końcowy. poza tym, przy koncertach gwiazd popowych zwykle nie wystarczy samo nastrojenie instrumentów i ustawienie nagłośnienia, tak jak to było np. w przypadku koncertów zespołów openerowych (one przeważnie nie spóźniały się dłużej niż o kilka minut).
więc publiczność ma do wyboru wściekać się, czym i tak nie przyspieszy pewnych rzeczy, albo zrozumieć, że planowa godzina rozpoczęcia koncertu zwykle nie ma nic wspólnego z prawdą i cierpliwie czekać, albo samemu się spóźnić, a jak już robią bydło i dają kolejny dowód na to, jak wielką wsią jest Polska (tak jak ludzie na koncercie R) to niech nie spodziewają się, że gwiazda wyjdzie nieuczesana, nieumalowana i zacznie ich błagac na kolanach o przebaczenie, bo to nie byle Kasia Cerekwicka, tylko R, która przyjeżdża do Polski prawdopodobnie jeden jedyny raz i, w zasadzie robi nam wielką łaskę, bo gdyby nie zagrała tutaj, to nie odczułaby większej różnicy w swoich zarobkach i liczbie fanów :)
A ja zgadzam się z tym, że takie spóźnianie się to oznaka zwykłego braku szacunku. Po to podana jest godzina rozpoczęcia koncertu czy też jakiejś innej imprezy, żeby się jej trzymać - przygotowania można zacząć odpowiednio wcześniej. Może i spóźnianie się "wielkich gwiazd" jest normą, ale to wcale nie świadczy o nich dobrze.
Usuńoczywiście, że nie. ale tak już jest i niekoniecznie musi wynikać z tego, że nie zaczęto przygotowań odpowiednio wcześniej. na chłopski rozum - jeśli ktoś jeździ cały czas po świecie, to śmiem twierdzić, że raczej wie, że należy rozpocząć przygotowania odpowiednio wcześniej, żeby wyrobić na czas. ale w trakcie na bank stanie się coś nieprzewidzianego, bo tak jest zawsze, więc są dwa wyjścia: przyjechać dwa dni wcześniej, żeby mieć jako taką pewność że nic nas nie zaskoczy (choć tej pewności nie ma nigdy), wyjść na scenę dzień przed koncertem i czekać, aż zjawi się publiczność, albo rozpoczynać zawsze na kilka godzin przed, które powinny wystarczyć na przygotowania i jeśli coś pójdzie nie tak, to ostatecznie się spóźnić.
Usuńto drugie jest chyba jednak trochę bardziej opłacalne i racjonalne.
a oznaką braku szacunku byłoby, gdyby gwiazda mogła wyjść na scenę, ale "niech sobie jeszcze chwilę poczekają, bo mi się tak podoba". nadal twierdzę, że spóźnianie się nie ma nic wspólnego z brakiem szacunku. często spóźniam się na wykład, ale szanuję swoich wykładowców. po prostu są różne przypadki.
może rzeczywiście Rihanna powinna przeprosić, ale właściwie dlaczego, skoro to mogła nie być jej wina? i, jeśli by przeprosiła, to co by to zmieniło?
chyba jednak najważniejsze, że w końcu wyszła i zrobiła show.
btw, jaka gwiazda, takie koncerty. nie ma co ukrywać, że to raczej muzyka niskich lotów, więc jeśli ktoś kupuje bilet na koncert słabej artystki i ma pretensje, że koncert ten był słaby, to niech zmieni klimaty :)
UsuńZdania sa podzielone i kazda strona ma troche racji. Wszyscy jednak wiemy jakie humorki potrafia miec gwiazdy. Nie wiemy czy powodem spoznienia byly problemy techniczne, czy zwykly kaprys. A nawet jesli bylo powiedziane ze problemy techniczne, to skad wiadomo ze to prawda? Bo szczerze mowiac, kto by sie przyznal ze to przez glupie zachcianki artystki?
OdpowiedzUsuń