poniedziałek, 6 maja 2013

Ogród na Dachu Kazimierza - (wio)sennie i błogo

Kazimierz to oczywiście urokliwe miejsce. Ale mimo wszystko czasem można mieć już trochę dość po pierwsze wszędobylskich gołębi, po drugie żuli którzy nie zrezygnują z żadnej okazji, żeby poprosić cię o przysłowiowe "dwajścia groszy na bułkę", po trzecie cyganów, którzy chcą ci wróżyć z ręki, po czwarte dziewczynek, które dzień w dzień, odkąd pamiętam zbierają na tzw. wycieczkę klasową sprzedając badziewne obrazki narysowane kredkami (raz podejrzliwie stwierdziłam, że często jeżdżą na te wycieczki, więc je zatkało i po chwili wszystkie stwierdziły, że to nie one, ale obawiam się, że one są niewinne, tylko po prostu mają rodziców, którzy na permanentnym kacu woleli wysłać parę córek do pracy, bo wiecznie nie ma pieniędzy na wódkę), i w końcu po piąte - zdziwienia pt. "jak to, hipisi jeszcze żyją?" które towarzyszy ci, gdy widzisz grupkę dziwnie ubranych pielgrzymów (w tym kobiet!) w klapkach, z obrzydliwymi stopami, którzy mają przepocone koszulki i całe spodnie upaprane błotem.

jest takie miejsce, z którego można patrzeć na Kazimierz, ale nie trzeba go słuchać!
Przyznajcie, że to trochę za dużo "atrakcji" jak na jedno miejsce. Dlatego czasem jednak warto gdzieś zwiać. W miejsce, gdzie jest przede wszystkim cicho i spokojnie, czyli albo jak najdalej stamtąd, albo np. na dach. A dokładniej do Ogrodu na Dachu Kazimierza.


My tak zrobiliśmy. Ogród na Dachu mieści się przy ul. Meiselsa 17 i jest to miejsce artystyczne. Wystrojem przypomina mi trochę Kawiarenkę Spóźniony Słowik z mojego rodzinnego miasta. Na samym dole jest pomieszczenie, na którego ścianach ktoś namalował liście, ogólnie cały wystrój jest w stylu vintage i wszędzie czuć ten herbatkowy klimacik. Na dachu malunków już nie ma, bo ciężko by było, ale za to jest dużo, dużo kwiatów.

od lewej: kwiatuszki, kwiaty, jak przystało na ogród i stoliczek z cukierniczką, kwiatuszkami, serwetkami, rurkami i kartami Menu
 Małe i większe stoliki są niezbyt oddalone od siebie, ale na tyle, by móc swobodnie rozmawiać. Wymyślono coś, co trochę odciążyło kelnerkę, która musiałaby latać tam i z powrotem na górę po to, by przyjmować zamówienia od każdego, dlatego jej pobyt na górze ograniczono jedynie do przynoszenia tego, co ktoś zamówił przez mały domofonik. Śmiesznie, acz osobliwie.

"szklana" pogoda 

Miła pani odpowiada na pytania przez domofon i przyjmuje zamówienia, po czym przychodzi z tacą i każdemu podaje to, co zamówił. Na plecach chodził jej mały pajączek, ale kompletnie nie wiem, co to ma do rzeczy. Ot, ubarwia jedynie opis tego miejsca.
Ceny? Raczej normalne. Zrobiłam kilka zdjęć karty menu, więc można sobie zobaczyć i samemu odpowiedzieć na pytanie, czy jest drogo, czy też nie ;)


Ja zamówiłam białą kawę mrożoną z kulą lodów waniliowych, M. zaś szejka waniliowego. Po kilkunastu minutach już mieliśmy na stole nasze pucharki.


Oba napoje były bardzo orzeźwiające. Moja kawa miała smak kawy, co o dziwo nie jest normą wśród mrożonych kaw. Ale można zamówić kawę również w wersji bezkofeinowej. Bita śmietanka lekka i mięciutka i lody waniliowe - no, jak na lody waniliowe których nie lubię, były całkiem do zjedzenia.
Nie próbowałam szejka zamówionego przez M., ale wierzmy mu na słowo, że w skali od 1 do 10 otrzymuje zaszczytne 7pkt.

Ogółem, miejsce jest bardzo sentymentalne jak dla mnie i idealne dla kogoś, kto ma dość zgiełku panującego tam na dole ;-). Można się powygrzewać w słońcu, popatrzeć na samoloty trochę bardziej z bliska i pobujać prawie że w obłokach. Na pewno jeszcze nie raz tam wrócimy!

sprawca tego wypadu 

1 komentarz:

  1. Lubię zdjęcia z takim filtrem ;) No i mam nadzieję, że kręcenie hula hoop sprawi Ci dużo frajdy ;)

    OdpowiedzUsuń