piątek, 31 maja 2013

Maj.

Dziś ostatni dzień miesiąca, który uwielbiam. Coś takiego jest w maju, czego nie ma w żadnym innym miesiącu. Przede wszystkim burze. Zjawiskowe burze, które nadają klimat miłosnym scenom, spacerom, przejażdżkom samochodem a nawet zwykłemu siedzeniu w domu, które ostatnio namiętnie praktykuję.
Zapach bzu, który przywodzi wspomnienia z dzieciństwa. Pod koniec podstawówki zrezygnowałam z towarzystwa dziewczyn. Nie podobała mi się rywalizacja o to, która ma ładnejszą lalkę, nie podobało mi się, że moje koleżanki się obgadywały i burzyły fajną atmosferę na podwórku. Zaczęłam bujać się z chłopakami, którzy mieli o wiele bardziej ciekawe zajęcia, np. gra w nogę, albo budowanie domku z tektury. Z kosza na śmieci wygrzebaliśmy stare pudła, rozłożyliśmy je i stworzyliśmy pseudo-konstrukcję, której jedną ścianę tworzył żywopłot, drugą blok, a pozostałe dwie właśnie tektura. I przesiadywaliśmy tam opowiadając sobie straszne historie. Od czasu do czasu koleżanki z osiedla próbowały się przyłączyć, ale wówczas chłopcy kwitowali je tekstem:

- Dziewczynom wstęp wzbroniony.

Być może było zbyt ciemno, żeby zauważyć, że jestem dziewczyną i, że jakoś siedzę w tym "namiocie". Z tym właśnie kojarzy mi się zapach bzu.

Maj jest tym fajniejszy, że to pierwszy poważnie ciepły miesiąc w roku i ostatni miesiąc przed sesją. Czuło się, oj czuło presję, żeby wycisnąć go do ostatniej kropli, żeby podczas sesji już nie kusiło wyjście gdziekolwiek, byleby jak najdalej od pokoju, po którym porozrzucane są notatki.
Mam w planie zdać możliwie jak najwięcej przedmiotów w pierwszym terminie tak, by po wakacjach nie mieć uczucia, że z hukiem spadłam z obłoczka.
Maj jest wyjątkowy również dlatego, że właśnie w połowie tego miesiąca przyszłam na świat. I tak sobie już chodzę po tym świecie dokładnie 22 lata. Dzień przed urodzinami czułam się, jakby moje życie się kończyło. "Pora umierać", jojczałam, a jedna osoba skwitowała to jednym zdaniem "100 lat? Przejebane, bo trzeba przeżyć jeszcze prawie 4 razy tyle". Nie wiem, co takiego mnie nawiedziło. Przecież jestem w kwiecie wieku, wszystko co najlepsze jest jeszcze przede mną i swoją dorosłość widzę nie na zasadzie, że "dam radę", ale, że "czeka mnie wspaniałe życie, a ja mam odwagę do tego dążyć". A mimo to w wigilię tego wielkiego święta miałam doła, jak nastolatka. Płakałam tak, jakby kończyło się coś fajnego. Pod koniec dnia mi przeszło i wiedziałam, że nawet, jeśli coś się ma niebawem zakończyć, to za moment coś równie pięknego, a nawet piękniejszego się zacznie.
Wiem, że to wszystko brzmi, jak puste frazesy, ale w tamtej chwili nic innego nie chodziło mi po głowie i jak dziecko chłonęłam każdy banał. I to jest chyba nawet taka moja mała myśl przewodnia: wierzyć w banały.

Maj jest burzliwy i chromatyczny. Jest pierwszym miesiącem niepalenia papierosów. Tak ni stąd, ni zowąd po prostu rzuciłam ostatniego peta w cholerę i już więcej po papierosa nie sięgnęłam. Mało tego - nie kusi mnie. Mam gdzieś w domu jedną prawie całą paczkę szlugów i, cholera, dobrze powiedziane, że właśnie mam ją gdzieś. Uwolniłam się. Jestem bogatsza, nie śmierdzę i uświadomiłam sobie, że żeby być mną, nie trzeba trzymać w palcach linka i mieć pomalowanych na czerwono paznokci. To może i wygląda ponętnie, ale wcale takie nie jest, bo jeśli potrzebuję czegokolwiek, żeby tak się czuć, to prawdopodobnie wcale taka nie jestem. Papierosy zaczęłam palić w niezbyt chlubnym momencie mojego życia i właśnie pozbyłam się ostatniej rzeczy, która mnie z tymi czasami łączyła. I najważniejsze, że już nie przykładam się w najmniejszy sposób do tego, żeby stracić zdrowie. Muszę jeszcze tylko zrobić badania, żeby upewnić się, że nie zdążyłam nawarzyć sobie piwa przez te 4 lata.

Maj upłynął pod znakiem zmian, oczyszczania się ze wszystkiego, co dla mnie złe i przygotowań do samorealizacji. I, jak co roku, niesie ze sobą coś nowego.

Na deser, jak przystało na mnie, kilka bezprzypałowych zdjęć z działeczki - urodzinowe party hard w towarzystwie rodzinki:

bałagan na stole - właściwość dobrego melanżu
królewska truskawka

są też dupeczki
oj są

dziadek - bez dwóch zdań, komendant główny melanżu

moje zażenowanie

zgniłe jabłka na drzewie

że niby się lubimy (bo tak naprawdę to się kochamy)

Febus wyrywa dupeczkę

kamyczki znad morza, żebyście pytali dlaczego i w ogóle z jakiej paki

8 komentarzy:

  1. Masz 22 lata?? Nie wierze, wyglądasz tak młodziutko :P A maj też jest bezapelacyjnie moim ulubionym miesiącem :)


    [myhellolife.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam maj! Może dlatego, że to pierwszy miesiąc, w którym tak naprawdę czuć zbliżające się lato, a wieczorne spacery nie kończą się zamarzniętymi palcami. Dodatkowo ten miesiąc faktycznie motywuje do działania. Być może przez to, że wszystko budzi się do życia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze lubiłam maj, aż okazało się, że w tym roku w MAJU piszę maturę... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam MAJ!!! Wtedy kwitnie bez, i wiśnie, i forsycja!! Ale głównie bez i wisnie;)

    OdpowiedzUsuń
  5. I niestety maj się skończył :( podziwiam za rzucenie fajek z dnia na dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu dzięki "Ania maluje". Bardzo fajnie piszesz :). Miło się czyta ale jutro egzamin więc lecę do nauki :D. Na pewno nadrobię zaległości w wolnym czasie :). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Post bardzo ciekawy !
    zdjęcia już mniej zachwycające ( pozdrawia ''dupeczka '' ...)

    OdpowiedzUsuń
  8. Naasza działeczka :)

    OdpowiedzUsuń