Osobiście uważam to za świetną inicjatywę, jeśli bywalcy przeróżnych miejsc korzystają z prawa do opisania swoich doświadczeń w internecie. Dzięki temu każdy może się z nimi zapoznać i zdecydować, że albo chce tam zjeść, albo woli już zostać w domu. Ja dopiero rozpoczynam przygodę z blogiem i wpływać na decyzję czytelników jeszcze długo nie będę (może dlatego, że na razie mam tylko jednego czytelnika), ale za jakiś czas to się zmieni, a póki co zawsze taka restauracja będzie miała o jedną pochwałę więcej bądź mniej.
W przypadku restauracji profesjonalni krytycy kulinarni mają jedną wadę: gdy przychodzą gdzieś z wizytą, bardzo szybko zostają zdemaskowani, zatem cały personel stoi na baczność, unika jakiejkolwiek, nawet najdrobniejszej pomyłki. A przecież tak powinno być w przypadku każdego gościa, zwłaszcza w restauracjach droższych, cieszących się uznaniem.
Ja, jako zwykła klientka również płacę, więc również mam prawo tego wymagać. Z takich jak ja te restauracje również się utrzymują. Tacy jak ja, zwykli ludzie mają prawo wiedzieć, czy w takiej a nie innej restauracji zostaną prawidłowo obsłużeni bez względu na to, jak wielki rachunek dostaną i jaki zostawią napiwek. Zasada jest prosta: napiwek ma być nagrodą, nie należy się on tylko dlatego że przyszłam do kawiarni, w której są kelnerzy. A więc zdecydowanie nie każdy kelner nań zasługuje.
To taka moja mała myśl na początek, jedna z wielu.
Mój pierwszy raz jeśli chodzi o recenzję, będzie dotyczył naleśnikarni w Gdyni. Zdaje się, że ta, o której będę pisała jest jedyną taką w Polsce. Przypomniałam sobie o niej wczoraj, będąc w bardzo nostalgicznym nastroju. Jak powszechnie wiadomo, tęsknię za wiosną, latem, czymkolwiek co jest choć trochę bardziej słoneczne niż to, co mamy za oknem. I tak sobie wspominając zeszłe lato, gdy byłam w Gdyni na Openerze, nie mogłam nie wspomnieć właśnie tego miejsca.
Fanaberia Crepes & Cafe jest właśnie jednym z tych miejsc, o których się nie zapomina. Byłam tam jak dotąd jeden raz, będąc na wczasach, podczas których w dodatku bawiłam się świetnie, poza tym to miejsce jest bardzo daleko mojego miejsca zamieszkania i być może tu jest pies pogrzebany. Jednak gdybym mieszkała w Gdyni, nie wydaje mi się, bym nie chciała bywać tam częściej.
Przede wszystkim uroczy klimat tego miejsca zwrócił moją uwagę, gdy tak sobie przechodziłam obok z chłopakiem. W dużym otwartym na ulicę oknie siedziały dwie kobiety z dzieckiem i właśnie kończyły swoje danie. Weszliśmy. Usiedliśmy na jednym z wolnych miejsc, jednak chwilę później już siedzieliśmy tam, gdzie te kobiety. Nie mogłam sobie odmówić przyjemności siedzenia w wygodnym foteliku, w dodatku w miejscu, które było dla nas stworzone. "Teraz moglibyśmy zagrać główne role w reklamie tej cudnej naleśnikarni" - pomyślałam sobie coś mniej więcej w tym stylu.
cześć, to właśnie ja!
Menu...
Jeśli chodzi o dania, które serwują w tym miejscu, to już sama nazwa sugeruje nam, że naleśniki są dominującą częścią menu. Po tej samej nazwie można domyślać się także, że naleśniki te nie będą zwykłe. Naprawdę ich wybór jest dość spory, ponadto każdy czymś się wyróżnia. Można wybrać kolorystykę naleśnika, np. żółty, zielony, albo zjeść naleśniora w klimacie wybranych krajów, czyli m.in. Indii, Chin, Grecji, Włoch, Hiszpanii, Meksyku, a nawet Węgier! Są naleśniki mięsne, rybne i wegetariańskie. Są także naleśnikowe lasagne, naleśnikowe spaghetti, albo naleśniki na słodko. Do każdego naleśnika można wybrać sos czosnkowy, koperkowo-jogurtowy, pomidorowo-ziołowy albo polewę czekoladową lub truskawkową.
Ja wybrałam wariant z kurczakiem i brokułami w sosie pomidorowo-kremowym, do tego sos pomidorowo-ziołowy, mój chłopak natomiast naleśniki z kurczakiem, z pieczarkami, groszkiem w sosie pieczarkowo-kremowym + sos koperkowo-jogurtowy. Zanim otrzymaliśmy swoje danie, zamówiliśmy piwo. Było niestety ciepłe, a że ja bardzo często nie przełknę piwa bez soku, a tym bardziej jeśli nie jest schłodzone, domówiliśmy colę. Zarówno napoje, jak i potrawy mają rozsądne ceny. Przykładowo, jedyne piwo które kosztuje więcej niż 7zł, to Desperados - reszta ok. 6zł; pozostałe napoje kosztują maksymalnie 7 albo 8zł. Jedzenie również jest na każdą kieszeń - za średnio 13 zł zjesz naleśnika, albo tortillę. Nie ma dań, które są droższe niż 18zł. Jedyna pozycja powyżej 20zł to wino z karafki (0,75l).
Myślę, że dosyć szczegółowo napisałam co i za ile można tam wszamać. Jeśli kogoś interesuje reszta, odsyłam do menu na ich stronie. Albo najlepiej do samej restauracji;)
stolik nr 4
zawieszam oko na M. - samoobsługa też ma swoje zalety!
Obsługa...
W tym miejscu obsługa ogranicza się do tego, że przyjmą pieniążki, ewentualnie wydadzą resztę, przyrządzą ci jedzonko i przyniosą do stolika. Zamówienie trzeba składać samemu. Mój M. powiedziałby mi, gdyby zaszedł jakiś nieprzyjemny incydent, gdyż zawsze zwraca uwagę nawet na błahostki, a więc brak skarg i anegdot po jego powrocie do stolika możemy rozumieć tak, jakby przyjmowanie zamówienia zostało wykonane bezbłędnie. Długo na jedzenie nie czekaliśmy, także ja nie mam zastrzeżeń. Nie odczułam, żeby pani przynosząca nam jedzenie była tego dnia wkurzona, niemiła, tak samo jak nie odczułam, żeby była zaszczycona obsługując nas, a więc było ok.
Nikt nie lubi, gdy kelner jest opryskliwy i niezadowolony z jakichś bliżej nam nieznanych powodów i okazuje to. Ja dodatkowo nie lubię kelnerów zbyt miłych, pytających w trakcje jedzenia czy smakuje, jeśli już niech spytają po tym, jak skończę jeść, bo gdyby coś było nie w porządku, mogę sama go poprosić do stolika i mu zwrócić uwagę, natomiast podchodzenie do stolika i pytanie o cokolwiek w momencie, gdy akurat coś mielę w buzi albo połykam to zwyczajne przeszkadzanie.
Jedzenie...
tak wyglądały nasze talerze zanim przystąpiliśmy do konsumpcji. Jak widać, naleśniki były ogromne, przynajmniej jak dla nas. Nie bardzo wiem, po co to pomarańczowe coś, nie tknęłam tego bo nie lubię ani surowej marchewki, ani nie przepadam za słonecznikiem, a poza tym już nie starczyło mi miejsca w żołądku.
Co do smaku - jedzenie było przepyszne i jak o tym piszę, mimo że minęło prawie 10 miesięcy, nadal pamiętam specyficzny smak tego sosu i przełykam ślinkę. Dziś na obiad bez dwóch zdań będą naleśniki!
A w lecie nie omieszkam odświeżyć to wspomnienie...
Poza dwoma minusami - ciepłym piwem i "sałatką" więcej nie pamiętam. Wyszłam naprawdę zadowolona. Jeśli ktoś wybiera się do Gdyni i szuka restauracji, która samym wyglądem poprawia nastrój, która oferuje ładnie podane, smaczne i sycące jedzenie, które nie powoduje zatrucia (gwarantuję, że nietrudno o to w nadmorskich knajpkach, ale o tym innym razem) powinien tam pójść. Dla mnie jest to perełka. Tego typu wystroju, i właśnie takich rozkoszy smakowych szukam w miejscach, które odwiedzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz