Uwielbiam chodzić do
kina. To takie miejsce, w którym właściwie nie potrzebuję żadnego towarzystwa,
bo nigdzie indziej film nie jest w stanie tak dobrze odwrócić mojej uwagi od
tego, co się wokół mnie dzieje. No dobra, może oprócz ludzi, którzy wychodzą w
trakcie…
Film widziany w kinie
jest zupełnie inny, niż w telewizji czy na laptopie (choć wszystkie trzy
sposoby oglądania mają swój niepowtarzalny urok) – między innymi dlatego, że
nie możesz go sobie zapauzować, przewinąć wstecz do momentu, w którym coś cię
ominęło, ani tym bardziej do przodu, jeśli jakaś scena cię nudzi (choć akurat
ja zawsze wytrwale oglądam każdy najmniejszy epizod). W kinie nie wyłączysz
filmu, jeśli nie będziesz mieć ochoty dłużej go oglądać. Teoretycznie możesz
wyjść z sali, tylko że…
jak można wychodzić z kina?!
Jak dotąd wyszłam z
kina tylko raz. Na filmie pt. Dwoje do
poprawki scena, podczas której Meryl Streep czochrała bobra po prostu
uświadomiła mi, że to nie film dla mnie. Czułam się lekko zażenowana, w dodatku
tak się składało, że byłam wtedy na randce i nie tylko ja miałam wrażenie, że
to nie jest coś, co mogłoby interesować młodych ludzi, takich jak my. Zdecydowanie bardziej uśmiechało
nam się zaszyć w jednym z zakamarków po drodze do wyjścia z kina i namiętnie
całować.
Wiele razy wcześniej i
później oglądałam rzeczy, które były odrażające, brutalne, wulgarne, albo denne.
Ale oprócz tego jednego incydentu ani razu nie przeszło mi przez myśl, żeby wstać
i wyjść, przy okazji pozwalając paść się pieniądzom za bilet. Ani razu nie
czułam potrzeby pokazać, jak bardzo jestem zniesmaczona tym, co widzę. I w
końcu, za każdym razem przewodnią myślą było, żeby jednak dać temu filmowi
szansę. Jedna scena to nie powód, żeby się bulwersować. Rzadko kiedy ma na celu
wyłącznie cię zgorszyć. Film musi oddziaływać na widza. Może nagranie tej
sceny było ważne dla odbioru całego filmu. Ostatecznie to, że jedna czy dwie
sceny mnie rozczarowały nie oznacza, że cała reszta musi być do dupy i nie
warto poświęcić im ani chwili dłużej. Wręcz przeciwnie – takie sceny jeszcze
bardziej zachęcały mnie do obejrzenia filmu, bo miałam nadzieję, że jednak
warto było przyjść, a poza tym nie chciało mi się wierzyć, że totalnie nic z
niego nie wyniosę. Nawet najgorszy film w dziejach kina daje impuls do
dyskusji, ewentualnie do przemyśleń, a w najgorszym wypadku pozwala oderwać się
na kilka chwil.
Tym różni się kino od
domowego zacisza, że nie skaczesz sobie po kanałach – wybierasz konkretny film,
z konkretnego powodu i wydajesz na to może niezbyt konkretne, ale jednak
pieniądze. Albo był wszędzie promowany i postanowiłeś zobaczyć, o co tyle
szumu, albo ktoś ci go polecił, możliwe też że jest to nowe dzieło reżysera,
którego cenisz lub ktoś cię zaprosił na ten seans. W każdym z tych przypadków
zaplanowałeś sobie następne 2 godziny, więc co ci szkodzi usiedzieć do końca na
tyłku?
Wnioskuję, że osoby, które
wychodzą z kina w trakcie trwania seansu to są dokładnie te same osoby, które
na co dzień oceniają cię po jednej twojej potyczce słownej, po tym, że masz
odmienne poglądy i w codziennym życiu są w stanie przełknąć tylko to, czego nie
trzeba gryźć, tłumacząc sobie, że szkoda im na to czasu i energii.
Osoby, które wychodzą z
kina, z teatru, z niewygodnych sytuacji – zanim zrobi się jaśniej – po prostu
nie mają otwartego umysłu.
No nie jest tak? To
dlaczego, do jasnej Anielki, wychodzicie? Bo mój mały rozumek nie jest w stanie
tego ogarnąć.
a wychodzenie z nudnego wykładu?
OdpowiedzUsuńdamn... to na pewno lepsze, niż siedzenie i np. chichranie się, gadanie głośno i robienie sobie posiadówki (been there, seen that).
OdpowiedzUsuńJestem w stanie zrozumieć prawie wszystko. Jeżeli ktoś ma siedzieć przez godzinę czy dwie, gadać, żreć chipsy z szeleszczącej paczki albo opowiadać o tym, jak to było zajebiście ostatniej nocy z Panem X, to naprawdę wolę, aby ten ktoś wyszedł. Niech marnuje własną kasę, a nie moją (bo i tak nic nie jestem w stanie usłyszeć). I piszę to nie dlatego, że czepiam się byle pierdoły. Po prostu zawsze staram się nie przeszkadzać innym i tego samego oczekuje. Tak, jak mówisz - skoro już zapłaciłam, to chcę wycisnąć z filmu jak najwięcej dla siebie. Nawet, jeżeli jest to beznadziejna komedia, to być może nauczy mnie, żebym następnym razem poczekała na lepszą premierę ;) Co jeszcze mnie wkurza? Chodzenie podczas seansu do toalety. Kurcze, jesteśmy dorosłymi ludźmi i chyba wiemy, że po wypiciu 2 l coli w kilka chwil, za pół godziny poczujemy zew natury, prawda? ;) Więc usiądź wtedy człowieku w zewnętrznym rzędzie, a nie przeciskasz się przez ogrom ludzi, pokazując swoje wdzięki.
OdpowiedzUsuńludzie wychodzili w trakcie scen z obciąganiem, grupowym seksem i waleniem konia przez jedną z drugoplanowych postaci. nie sądzę, by była to dla nich jakaś nowość, ale przypuszczam że zobaczenie tego na większym ekranie skutkuje zbyt dużym skokiem ciśnienia i bulwersem, a może ich to zawstydziło i musieli dać sobie upust w toalecie?
OdpowiedzUsuńzagadka, której już nigdy nie rozgryzę...