poniedziałek, 11 listopada 2013

Mine Vaganti. O miłości i makaronach

Mine vaganti, czyli tykające bomby. „Mine vaganti. O miłości i makaronach” to film, który ogląda się tuż po zjedzeniu spaghetti, z pełnym brzuchem.


Zasiadając na wygodnej kanapie i włączając film byłam przekonana, że obejrzę komedię z miłosnym wątkiem dziejącym się w najbardziej romantycznym miejscu na ziemi, przeplataną makaronem i w ogóle, pysznym jedzeniem. Klasyka. I długo dawałam się nabrać.

Cały film oglądało mi się lekko i przyjemnie. Dopiero pod koniec zaczynałam rozumieć, że jest o czymś więcej, niż o miłości i o rodzinnym cyrku. Teraz widzę, że już sama nazwa sugeruje, że ten film to pomieszanie z poplątaniem. Opowiada o niespełnieniu. O braku odwagi, który sprowadza życie do spełniania oczekiwań innych. Nawet w takim miejscu jak Włochy odbywają się te same zawały serca, cukrzyce, kiepskie biznesy, zawody – również te miłosne i w końcu dramaty życiowe.

Każdy z bohaterów – bez względu na to, czy należy do rodziny, ma jakieś dziwactwa.
Synowie, którzy przypadkiem obaj są gejami i wychodzą z szafy po latach ukrywania swojej prawdziwej twarzy. Ciotka, która co noc zakłada kuse wdzianka i oczekuje złodzieja, bo tylko złodzieja jest w stanie pokochać. Babcia, która mimo milczenia i ciepła, jakim darzy swoich potomków, kryje w sobie niezmierzone pokłady bólu. Alba, która z zimną krwią zarysowała komuś samochód, a nawet ojciec, Vincenzo Cantone, który zawsze dbał o dobre imię rodziny, przejmował się tym, co powiedzą ludzie, a sam zadawał się z dziwką.
Jedyną osobą, która wydaje się być normalna jest jego żona. Ale to zbyt podejrzane. Jaka kobieta przymyka oko na fakt, że jej mąż ją zdradza? Jaka kobieta pozwoli odejść swojemu synowi, by mógł iść własną drogą? Która zrobi scenę w sklepie, pokazując pazur? Tylko silna kobieta jest w stanie z taką klasą znosić wszelkie niesnaski, które mają miejsce w jej rodzinie. Taką kobietą bez wątpienia jest Stefania.

Idealny makaron się nie skleja, jest lekko twardawy i śliski. Idealny makaron to taki, którego rodzinie Cantone nie udało się wykonać. Mimo unikalnej receptury nie jest to makaron, z którego można być dumnym. Jednak ojciec, nawet po zawale nie poddaje się i trzyma rodzinny interes w ryzach.

Tykająca bomba jest ukryta nie tylko w fabryce makaronu. Tykającą bombą jest każdy bohater tego filmu. Nikt nie chce, żeby doszło do wybuchu, ale to nieuniknione. A kiedy bomba wybuchnie, wreszcie zacznie żyć tak, jak tego pragnie. Będzie kochać i robić dobry makaron. 

W ramach "włoskiego poniedziałku" polecam też przepis na pyszny sos do spaghetti.

2 komentarze:

  1. Oglądałam film i podoba mi się Twoja analizorecenzja. Motyw Alby według mnie najciekawszy, ale babcia też miała ciekawą i chwytającą za serce historię.

    Dzięki Tobie chyba obejrzę go jeszcze raz, bo miałam takie postanowienie już po pierwszym obejrzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. tak naprawdę Albie chyba najmniej się przyjrzałam. też mam w planach zobaczyć ten film jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń