środa, 13 listopada 2013

Hello my friend: Nadine opowiada o przyjaźni. Bo ma być mrucznie.

Cykl Hello my friend powstał dlatego, że przyjaźń to coś, co należy pielęgnować. A żeby ją pielęgnować, trzeba także o niej mówić. I nie bać się mianować kogoś przyjacielem. Tak właśnie zrobiła Nadine - autorka bloga Bo ma być mrucznie. Dlaczego poprosiłam ją o gościnny wpis na moim blogu? Bo cenię jej styl wypowiedzi i osobowość, którą niewątpliwie ma. Już od pierwszej chwili wiedziałam, że znajdę z nią wspólny język. Jest duszą towarzystwa i urzekła mnie swoją szczerością i bezpośredniością. Te dwie cechy powinien posiadać przyjaciel, bez względu na całą resztę.

***


Zawsze wydawało mi się, że nić przyjaźni zawiązuje się w momencie, kiedy po długich skomplikowanych zatarczkach z całym światem, odchodzisz z przyjaciółką w stronę zachodzącego słońca trzymając się za ręce i co jakiś czas spoglądając na siebie z oddaniem.
Przy odrobinie szczęścia, osoby z zewnątrz nie przypną Wam łatki osób kochających inaczej i w tym momencie następuje cięcie! i film kończy się happyendem.

Zawsze miałam problem z "przyjaciółmi", bo niestety nie lubiłam ustawiać się po kątach według podanych wytycznych. Może to zabrzmi nienajlepiej, ale lubiłam być szfem i lubiłam rządzić, więc wielki gang przedszkolny po prostu się rozpadł, ze względu na duże natężenie bosów.
Poza tym, nie lubię działań grupowych na dużą skalę, bo te zawsze kończą się niepowodzeniem. Zazwyczaj nie jest tak, że wszystkim zależy w takim samym procencie i część osób odwala brudną robotę za całą resztę. Mi zależało. Zwykle za bardzo.
Dlatego nie miałam przyjaciół. Miałam za to potężne grono koleżanek i kolegów.

Miałam też głupi zwyczaj zaczynania wszystkiego od nowa, kiedy tylko nadarzyła się taka okazja. Ekscytowało mnie to, że pójdę do liceum, które położone jest hen-hen daleko od mojego domu rodzinnego, poznam ludzi, którzy do tej pory nie mieli pojęcia o istnieniu takiej mnie i zacznę pisać siebie od nowa. To zabrzmi wariacko, ale sprawiało mi radość rozpoczynanie nowych etapów w moim życiu. Byłam w stanie porzucić wszystko to co ciągnęłam za sobą do tej pory, żeby znowu móc powiedzieć:
- Cześć, jestem Nadine. Miło mi Cię poznać.

Pamiętam, jak na języku polskim nauczycielka usadziła nas alfabetycznie. Przewróciłam oczami, kiedy trafiła mi się dziewczyna, która zadzierała nosa, prychała przynajmniej trzy razy wymawiając jedno zdanie i miała wieczne problemy egzystencjalne, które w moich oczach nie zasługiwały nawet na miano niewielkiech niedogodzeń.
Tak właśnie poznałam Joey.

Podchodziłyśmy do siebie jak do jeża, bo ani ona, ani ja od początku nie byłyśmy przyjacielsko nastawione do rozwijania tej znajomości. Ot, po prostu musimy spędzić kolejne trzy lata w jednej ławce, kilka godzin w tygodniu. Ale język polski okazał się tak mało poruszający, że zaczęłyśmy pisać sobie karteczki i... pisałyśmy je przez całe trzy lata.
Przypadek sprawił, że na studia poszłyśmy do tego samego miasta i zamieszkałyśmy w tym samym mieszkaniu.

Obawiałam się, że będziemy rzucać w siebie talerzami, bo obie mamy ciężkie charaktery, ale obyło się bez większych nieporozumień i bez szycia ran. Gotowałyśmy razem, spędzałyśmy wieczory we dwie, wychodziłyśmy w duecie i płakałyśmy sobie na kolanach, kiedy była taka potrzeba.

Przyjaźń to taka śmieszna sprawa. Możecie nie podejrzewać, że osoba z którą siadasz w ławce tylko dlatego, że tak się umyśliło Waszej nauczycielce może być osobą, z którą będziesz spać w jednym pokoju sześć lat później albo jeść ogórki prosto ze słoika oglądając trzeci sezon Pamiętników Wampirów. Może Wam do głowy nie przyjść, że to właśnie tę osobę poprosicie o to, żeby była druchną dowodzącą na Waszym ślubie i za nic w świecie nie podejrzewalibyście, że to ta osoba wyciągnie Was z najwięszych depresji i tupnie, żebyście spadli ze szczytu, kiedy trochę przesadzacie i woda sodowa uderza Wam do głowy.
Ostatnią rzeczą o której byście pomyśleli to to, że pokochacie tą wredną czarną małpę, która prycha w najbardziej irytujący sposób w jaki tylko można.

Napisałam do Joey wiadomość:
Tęsknię za Tobą.

Ja za Tobą też.


Bo teraz dzieli nas jakieś 1000 kilometrów.  

***

Kto z was, tak jak Nadine lubi grać pierwsze skrzypce? Czy wy także macie wrażenie, że często jednej osobie zależy bardziej? I uważacie, że przyjaciele dobierają się na zasadzie przeciwieństw i wzajemnie uzupełniają, czy może charakter nie ma znaczenia, bo liczy się lojalność? 
I najważniejsze: utrzymujecie przyjaźnie na odległość? Jak sobie z tym radzicie?

(Jeśli chcesz wiedzieć, co skłoniło mnie do stworzenia projektu Hello my friend, kliknij tutaj)

10 komentarzy:

  1. Piękna historia. Nadine jest niesamowitą osobą, której przydarzają się niesamowite rzeczy niemal jak postać z książki:) Uwielbiam ją:)


    co do przyjaźni to ja nie mam przyjaciółek. Zabrzmi to tak, jakbym była okropnym bufonem i nikt mnie nie lubił. Jednak nie jestem osobą, która każdej koleżance nadaje tytuł przyjaciela, ten etap mam już za sobą. Miałam mnóstwo 'przyjaciółek', które nie były tego warte. Teraz mam po prostu koleżanki. Jednak nie jestem samotna. Mam wspaniałych przyjaciół facetów - jeszcze od czasów podstawówki. Relacje z nimi pokazują mi, ze ta prawdziwa przyjaźń istnieje, bez zbędnych fochów za to z ogromną szczerością...

    OdpowiedzUsuń
  2. czy chodzi o przyjaźnie, czy o zwykłe znajomości - zawsze łatwiej mi było dogadać się z facetami. jak nadaję na podobnych falach z dziewczyną, to już dla mnie coś. i dlatego tak bardzo polubiłam Nadine.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podobna historia do mojej! I też mnie i moją przyjaciółkę, która obecnie jest dla mnie jak siostra, dzieli spora odległość i mimo tego, że nie mamy ciągłego kontaktu, wiemy, że mamy siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... ciekawe!!
    Bo w sumie nie wyobrażam sobie przyjaźni z kimś, kto mnie denerwuje? Choć myślę, że podobnie jak w związku - trochę się z przyjacielem trzeba "dotrzeć" :)

    Po tym jak moje przyjaźnie rozpadały się jedna za drugą (tak, mi też zależało "bardziej") nie chciałam już mieć przyjaciół. A poznałam taką osobę przez przypadek - zaczynałam przygodę z fotografią i powiedziałam jej kiedyś prosto z mostu, że ma ładne oczy (co tam, że dopiero od paru dni wiedziałam jak ma na imię:P) Teraz panna ta będzie moją druhną:) Myślę, najważniejsza jest świadomość, że można na kogoś liczyć w 10000% i priorytety... Tak, musi drugiej osobie zależeć tak samo!... (na przykład uciekasz kompletnie pijana z imprezy, którą współogarniasz, żeby jechać wysłuchać przyjaciółkowych smutów;P)
    Pozdrawiam Was serdecznie!
    Picola

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam podobnie. Też kilka razy zawiodłam się na dziewczynach, które nazywałam moimi przyjaciółkami, więc teraz już tak nie szafuję tym tytułem. Szczerych damskich przyjaźni jak na razie nie nawiązałam, ale męskie owszem :)

    A co do tego czy charakter ma znaczenie: jestem przekonana, że tak. Samą lojalnością nic nie zwojujemy, jeśli charaktery różnią się w takim stopniu, że po prostu dwoje ludzi działa sobie na nerwy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. mam dokładnie takie samo podejście, jeśli chodzi o bycie dla kogoś. mogę naprawdę wiele poświęcić, jeśli ważna dla mnie osoba mnie potrzebuje.

    a tak w ogóle, to witam na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. trzymam kciuki, żeby odległość nie przeszkodziła wam w utrzymywaniu dobrych kontaktow :). z doswiadczenia wiem, że bywa ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się, że ja również posiadam te dwie cechy szczerość i bezpośredniość :) Ale niektórzy ich nie lubią... :P Ja swoje dwie najlepsze przyjaciółki poznałam w najmniej oczekiwanych momentach... Teraz dzieli nas odległość, czasami nie widzimy się kilka miesięcy czy nawet rok... ale nigdy nie pomyślałam o zakończeniu którejkolwiek z tych przyjaźni, mimo odległości... :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moje przyjaciółki naśmiewają się, że jestem istnym imperatorem. :D Zawsze muszę wcisnąć swoje 3 grosze, zawsze muszę wyrazić swoje zdanie, a jak mi ktoś pozwoli chwilę porządzić to już w ogóle bajka :D Ale akceptują mnie z tymi wszystkimi głupimi/dziwnymi cechami, które mam. I to chyba jest najważniejsze, bo przecież tak prawdziwie nie kocha się drugiego człowieka za coś, ale właśnie przede wszystkim mimo różnych przeciwności.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy odległość ma znaczenie? Jeżeli mam świadomość, że o 3 nad ranem mogę zadzwonić do przyjaciółki/przyjaciela i wypłakać się, bo mój chłopak przez nadmiar pracy nie mógł się ze mną spotkać, to kilometry nie grają roli ;) Chociaż nie otaczam się gronem "pseudo-przyjaciół", a tych prawdziwych mogę zliczyć na palcach jednej ręki, to chyba każde z nas jest inne, ale obie strony zawsze angażują się jednakowo.

    OdpowiedzUsuń