niedziela, 18 sierpnia 2013

O gotowaniu sobie marzę i nie śnię.

Nie znam się na kuchni. Przebywam w niej częściej od najwyżej jakichś dwóch lat i jeśli już miałabym się określić, to tak - jestem dwudziestodwuletnią młodą kobietą, ale dopiero dwuletnią kuchareczką. Imponują mi wszelkie wskazówki chemiczne dotyczące kuchni - np., czego z czym nie łączyć, bo może wywołać mieszankę wybuchową. Albo, gdy odkryję jakieś nowe i wspaniałe połączenie smaków, wydaje mi się, że odkryłam Amerykę, a w rzeczywistości ten land już dawno ktoś zamieszkuje i to żadne odkrycie.
W tej sferze śmiało mogę mianować się nikim.


Jednak jest coś, o czym nikt nie wie. Coś, o czym ja sama wiem właściwie od niedawna. Mianowicie, kocham jedzenie. Kocham je tworzyć. Kombinować i cieszyć się każdym kęsem. Przekombinować i wypluwać to, co właśnie stworzyłam troszkę mniej kocham, ale na szczęście zdarza mi się to stosunkowo rzadko.
Uwielbiam też chodzić do różnych restauracji i delektować się tym, co proponują. Próbować nowe rzeczy też bardzo lubię. Będąc w Grecji zjadłam kalmary, krewetki i ośmiornicę ku wielkiemu obrzydzeniu M. I właśnie dzięki temu wiem, że krewetka zagości jeszcze nie raz na moim talerzu. Jest nieskończona ilość potraw, które jeszcze nie spotkały się z moim podniebieniem, a ja nie omieszkam odkryć ich jak najwięcej.



Kuchnia to moje miejsce. Kocham w niej wszystko - począwszy od faktu, że to właśnie tam powstają wszelkie specjały, skończywszy na wszystkich pierdółkach, gadżetach kuchennych, które mają ułatwiać mi życie i sprawiać, że gotowanie jest jeszcze przyjemniejsze, choć i tak tego nie oczekuję. Jest wystarczająco przyjemnie płakać podczas krojenia cebuli, blendować warzywa widząc na własne oczy i czując na własny język, jak właśnie powstaje nowy, nieznany mi dotąd smak, zapominać się do tego stopnia, że blender przegrzewa się i topi w rękach (swoją drogą nigdy wcześniej tak mocno do mnie nie dotarło, że co tanie, to drogie) i wiedzieć, że za chwilę ktoś oprócz mnie dozna kulinarnego uniesienia.
Ciężko mi się zdecydować, co jest dla mnie bardziej przyjemne. Czy sam akt przygotowywania potrawy, czy delektowania się nią i słyszenia na jej temat pochwał.

Oglądaliście Ratatouille? Możliwe, że nie - to w końcu bajeczka, a bajeczki jak wiadomo, są dla dzieci. Pozornie. Każdemu mogę polecić ten animowany filmik o szczurku, gdzie wszystko zostało opowiedziane z jego poziomu. Myślę, że nie bez powodu głównym bohaterem jest zwykły szczur, a nie na przykład zwykła mysz, albo zwykła tchórzofretka. Każdy brzydzi się szczura. Czy zjedlibyście coś, czego dotknął szczur? Śmiem w to wątpić... Remy, gryzoniowaty bohater, kulinarnie jest więc skreślony. Jego pojmowanie jedzenia kłóci się z ideą szczura. Te bowiem jedzą wszystko, więc nie jest także wielkim problemem je wytępić - wystarczy podłożyć trutkę i po problemie. One nie patrzą na to, co jedzą. 
Dlatego ten człowiek, w dodatku wybitny kucharz w skórze szczurka musi ukrywać przed kolonią, do której należy, kim naprawdę jest. Ale to, kim jest nie ogranicza go w spełnianiu swoich pragnień.



Dlaczego o tym piszę? Wbrew pozorom nie chcę tutaj przytaczać żadnych morałów. Ja po prostu jestem do tego stopnia zafascynowana kuchnią, że pochłaniam wszystko, co jest z nią tematycznie związane - jak leci. A bajki? Jeśli rzeczywiście są tylko dla dzieci, to w takim razie ja jestem dzieckiem. Jestem dzieckiem i marzę. Wiem, że jeśli wydorośleję, to te marzenia nigdy nie przestaną być tylko (i aż) marzeniami. 
Pragnę być w restauracji. Jako klientka, jako kelnerka, kucharka, szefowa kuchni, manager i właścicielka. Założenie restauracji jest dla mnie szczytem marzeń. Wiem, że dążyć do tego trzeba po omacku. Ale kompletnie mnie to nie zniechęca. Wręcz nie wyobrażam sobie siebie jako dobrej właścicielki dobrej restauracji, jeśli wcześniej nie nauczę się pracować jako pani, która zaprasza i wita gości. Tym bardziej, że nawet nie wiem, czy ten zawód ma jakąś specjalną nazwę. A właścicielka przecież musi wiedzieć takie rzeczy.








Poza tym, ja chcę być częścią tego wszystkiego. Mogę pracować na zmywaku, byleby być w pobliżu wyrafinowanego jedzenia. Czuć jego zapach, czasem nie umieć oprzeć się pokusie i coś podjeść, a jak ktoś mnie przyłapie, nawet może mi za to potrącić z mojej wypłaty, tylko niech nie wywala mnie na bruk. 
Poza tym uwielbiam karmić ludzi. Pierwszym moim kozłem ofiarnym jest M. A poza tym, ilekroć mam okazję gościć u siebie rodzinę, znajomych - zawsze staram się dać im coś dobrego do jedzenia, tak, żeby do mnie wrócili. Przez żołądek do serca. Nic nie jest w stanie tak mnie dowartościować, jak widok osoby, która je to, co jej podałam i je to ze smakiem.

Kocham wszystko, co jest związane z jedzeniem, ale takim, którym żywi się i ciało, i oko, i w końcu dusza. Dobieranie składników w taki sposób, żeby ładnie razem wyglądały, smakowały, ale także dawały poczucie wewnętrznej harmonii - to jest sztuka.
Chyba mam obsesję. Czego raczej po mnie nie widać. Mówi się, że dobry kucharz to kucharz z dużym brzuchem. Pewnie coś w tym jest, lecz z drugiej strony nie do końca. Bo dobre jedzenie - jako potrawa i jako czynność - nie powinno generować nadbagażu. 


Jedzenie jako melodycznie brzmiąca nazwa potrawy, jako rozkosz i jako idea. Tego ostatniego czasem brakuje. Jak wyobrażam sobie moją przyszłą restaurację?
Lokal, w którym panuje półmrok. Lampki. Szyk i elegancja połączona z czymś szalonym. Tak jak jedzenie, które będę w tym miejscu serwować.
Karta dań? Niewielki wybór jedzenia, ale za to każda osobna potrawa będzie finezją.
Będzie to miejsce, które tętni życiem. Takie, któremu największy charakter będą nadawać goście. Personel będzie zgraną grupą ludzi, którzy nie będą rywalizować, spiskować i podkładać sobie nóg. Bo dla nich szczytem marzeń nie będzie praca w tej restauracji i wygryzanie innych, by zapewnić sobie bezpieczny byt, tylko rozwijanie się. Nie będę się łudzić, że każdy z nich ma zmazy nocne, gdy śni o tym, żeby robić całe życie u mnie. Bo wiem, że kiedy już odejdą, żeby robić to, co do nich należy, na ich miejsce przyjdą inni, którzy mają w sobie tyle samo namiętności.
Nie zatrudnię w niej ludzi, dla których jedzenie nie jest pasją. Jeśli będę miała do wyboru kogoś z dziesięcioletnim stażem, kto traktuje gotowanie z automatu i osobę młodą i debiutującą, taką jak ja w tej chwili, która coś umie, ale chce się doskonalić i pała entuzjazmem, to bez względu na to, że przecież jasne jest, że na początku ta druga będzie popełniała błędy - wybiorę właśnie ją. Bo zobaczę w niej dziecko. Dziecko, które wierzy, że wizja takiej restauracji to nie utopia, a prowadzenie jej to prawdziwa sztuka. Siebie.





6 komentarzy:

  1. O tak ja też uwielbiam gotować! I nie chodzi o samą przyjemność jedzenia bo przyjemność z tego, że komuś to smakuje jest jeszcze większa. Z chęcią odwiedzałabym Twoją restaurację (albo i nawet chciałabym w niej pracować :P) także już jedną klientkę masz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam za Ciebie kciuki w takim razie. Ja nie przepadam za gotowaniem, może dlatego, że nie potrafię? Choć uwielbiam piec ciasta i to mi wychodzi. I podobno robię bardzo dobre naleśniki, ale to każdy głupi potrafiłby zrobić ;) Ale mam w planach za rok w wakacje, kiedy będę po maturze, nauczyć się porządnie gotować. Będę to robić u prawdziwego mistrza, mojego brata, który jest najlepszym kucharzem, jakiego znam :)) Może ja też pokocham gotowanie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci szczerze, że też mimo, że mam 22 lata, to dopiero niedawno zaczęłam krzątać się po kuchni tak bardziej i coraz bardziej mi się to podoba! :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem Cię w 100%. mam tak samo, tylko, że ja nie przygotowuje jedzenia (jeżeli tak to mogę nazwać). Ja nie umiem gotować, pichcić, mieszać smaki potraw, doprawiać potraw np. z mięsa itp. Ja po prostu uwielbiam piec - słodkie, ciasta, ciasteczka, torty. Uwielbiam roznoszący się zapach po kuchni, który uwalnia się z piekarnika, tuż po upieczeniu ciasta. Uwielbiam mieszać smaki mas, ciast, czekolad, tart itp. TO jest mój świat. I tak jak Tobie marzy się restauracja z prawdziwego zdarzenia, to tak mi się śni Cukiernio-biblioteczka. Dodam, że uwielbiam także książki i chce te dwie swoje pasje połączyć. Widzę już jak to ma wyglądać, jaka ma być atmosfera, jacy ludzie, jakie ciasta. Ma to być miejsce, gdzie można wypocząć a zarazem coś dobrego zjeść, coś dobrego poczytać - coś dla smaku, coś dla ciała i coś dla duszy. Ach.. Tak.. To jest mój słodki świat.

    Pozdrawiam :)
    P.S. Trzymam kciuki, żeby Twoje wielkie marzenie w niedalekiej przyszłości się spełniło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chodzi o udawanie, że np. na co dzień się nie bluźni, tylko o bluźnienie specjalnie, żeby komuś "zaimponować" ale rozumiem o co chodzi, przykład jest mocno przerysowany. :)

    Z tą dziewczyną na raz to są dość mocne słowa, ale nie musi koniecznie chodzić o pójście do łóżka, po prostu wg facetów (np. wg R) to jest dziewczyna, z którą facet chętnie poimprezuje, ale nie myśli o niej "na serio"

    Jeśli chodzi o ostatnią kwestię, to nie jest tak, że faceci mogą sobie robić, co chcą i to jest dla nas, kobiet, fajne. Nie lubię słuchać przekleństw zarówno od kobiet jak i mężczyzn.

    + Masz bardzo klimatyczną, przytulną kuchnię :)

    Dziękuję za odzew ;) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno spełnisz swoje marzenie, ja w Ciebie wierzę! :)

    OdpowiedzUsuń