Z drugiej strony, mimo, że już udało ci się wyobrazić sobie życie bez niego, jakoś nie zapowiada się, by było kolorowo. Nagle będziesz musiała zacząć wszystko od nowa, zupełnie sama. Nie będzie już tego, który bez względu na jego irytujący sposób bycia jednak zawsze dawał ci poczucie bezpieczeństwa i był ci oddany. Teraz tkwisz w relacji, która cię dręczy, ale to, że ją utniesz nie oznacza, że potem będzie łatwiej. Mało tego - już teraz mogę dać ci gwarancję, że na początku będzie zdecydowanie trudniej.
Jednak dosyć już mydlenia sobie oczu, na nic zdały się z pozoru niezawodne rady przyjaciół, dzięki którym usilnie próbowałaś coś naprawić i nie wyszło.
"Twoi dziadkowie żyli w czasach, w których gdy coś się psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało do śmieci"*. Jakie to wzruszające... Trzymanie kuchenki mikrofalowej, która wiecznie się psuje, nie spełnia swoich podstawowych funkcji, w żaden sposób ci nie służy a jedynie doprowadza do szewskiej pasji i zajmuje cenne miejsce w kuchni - to rzeczywiście ma sens. Tylko dlatego, że zainwestowałaś w nią gruby szmal. Rzadko kiedy warto ją naprawiać, bo zwykle okazuje się, że wieczne oddawanie do serwisu kosztuje cię więcej, niż zakup nowej. Przekładając to na nasze, łzy które wylewasz, gehenna, której doświadczasz i w końcu wysiłek, który wkładasz w naprawianie związku jest niejednokrotnie dużo większy, niż musiałabyś włożyć w układanie wszystkiego od nowa, ale już jako singielka.
Twoi dziadkowie złapaliby się za głowę, ale oni być może rzeczywiście żyli w innych czasach. Ty żyjesz w takich, gdzie sprzęt jest zaprogramowany tak, by działał, dopóki nie skończy się okres gwarancji. I w tym miejscu kończy się to jakże praktyczne porównanie sprzętu do związków międzyludzkich. W przypadku tych drugich żadnej gwarancji nie ma, wkraczasz w nie i to, co cię czeka jest dla ciebie jedną wielką zagadką. Gdy po czasie następuje rozczarowanie, możesz sama trochę pomajsterkować, albo zawołać pana Zdzisia Złotą Rączkę, ale to i tak na nic. Ludzie to nie maszyny i jeśli wymuszasz na nim, by pracował nad swoimi wadami to tak, jakbyś chciała robić profesjonalne zdjęcia chłodziarko-zamrażarką.
Poza tym, nie masz prawa go zmieniać. Zatem jeśli nie podoba ci się, że twój chłopak rozrzuca skarpety po pokoju, to nie próbuj go tego oduczyć. Jeśli nigdzie cię nie zabiera, a zamiast tego woli każdy wieczór spędzać z kumplami, to zamiast tłuc mu do głowy, żeby ich olał i zajął się tobą, znajdź sobie partnera, któremu nie będziesz musiała tłumaczyć takich oczywistości. Twój obecny widocznie nie jest tym, do którego powinnaś wzdychać.
No dobrze, ale jak i kiedy masz z nim zerwać? On nawet nie spodziewa się tego, bo nie ma pojęcia, że już robi ci się niedobrze na jego widok. Chwilowe przebłyski miłości z twojej strony załatwiają wszystko - wystarcza mu to, by tkwić w przekonaniu, że między wami wszystko ok. I co? Masz teraz wyskoczyć jak Filip z konopii z tekstem "słuchaj, już nam razem nie po drodze"? Przecież gość cię znienawidzi.
I dobrze. Nie łudź się, że jeśli wasz związek był toksyczny, zerwanie załatwi sprawę a potem będziecie żyli długo i szczęśliwie jako przyjaciele. Jeśli dopuściłaś do tego, że między wami się tak źle układało, to powinnaś wiedzieć, jakie są tego konsekwencje. Nie czekaj na tzw. "odpowiedni moment", bo taki nie istnieje. Możesz oczywiście stworzyć cudowne okoliczności, kiedy jesteście sami, wokół nie ma żadnych ostrych narzędzi, zamiast świeczek w pokoju pali się nastrojowa lampka (świeczki bowiem też mogłyby posłużyć jako narzędzie zbrodni) i dopiero wtedy powiedzieć mu dwa magiczne słowa: "to koniec". Ale to nic nie zmieni - reakcja zawsze jest podobna.
Jeśli kiedykolwiek zdarzyło ci się go wykorzystać, on w ramach zemsty za szok, który mu zafundowałaś i być może nawet serce, które mu złamałaś - zacznie twierdzić, że to ty byłaś "tą złą", a także będzie wypominał ci każde twoje najdrobniejsze przewinienie. Nie ma w tym nic dziwnego. Skoro ty nie miałaś wystarczająco dużo klasy, by doceniać go, robić mu dobrze i wkładać wysiłek, by wasz związek był zdrowy, to teraz nie oczekuj klasy od niego. Gość, którego rzuciła laska ma dwa wyjścia - albo postąpić dojrzale, albo lamentować i dawać wszystkim wokół na każdym kroku do zrozumienia, że cierpi z właśnie twojego powodu, "bo to zła kobieta była".
Na przyszłość pamiętaj też, żeby pod żadnym pozorem nie dopuścić, by osoba z którą jesteś mogła ci kiedykolwiek, cokolwiek wypomnieć, kiedy już się rozstaniecie. Efektem ubocznym tego może być fakt, że jednak się nie rozstaniecie, bo będziecie tworzyć udany związek.
*po sieci krąży taki cudny demotywator, który wszyscy kochają, bo mówi prawdę o naszym jakże bezuczuciowym i niegodnym pokoleniu...
Ten post jest pisany z punktu widzenia dziewczyny (bo ciężko byłoby mi przyjąć punkt widzenia faceta), ale myślę, że w wielu aspektach może mieć zastosowanie bez względu na płeć.
zawsze irytuje mnie ten obrazek o naprawianiu :D
OdpowiedzUsuńOluś, pisz więcej takich postów! Bardzo mi się spodobały porównania do sprzętów i do okresu gwarancyjnego, ekstra.
OdpowiedzUsuńzapewniam, że takich postów będzie tutaj masę.
UsuńŚwietnie to ujęłaś. Ja jestem zdania, że zawsze trzeba się starać coś naprawić no chyba, że już jest tak tragicznie, że naprawdę nic nie da się zrobić.
OdpowiedzUsuńDokładnie, z toksycznym związkiem jest jak z rakiem - im później się to przerwie, tym gorsze powikłania. Z dwojga złego lepiej postawić na puste miejsce obok, niż ryzykować cierpienia z powodu niewłaściwej osoby. Skuteczna praktyka: gdy pierwszy raz myślisz o zerwaniu, spróbuj to naprawić; gdy ta myśl pojawia się po raz drugi - idź i nie wracaj.
OdpowiedzUsuńMimo to, zauważyłem że relacje po rozejściu częściej przeradzają się w przyjaźń, jeśli "spadek jakości" w trakcie związku był gwałtowny. Zazwyczaj tym osobom dobrze było ze sobą, gdy widywali się raz na jakiś czas - większa ilość spędzanego wspólnie czasu sprawia, że drobne wady stają się bardziej dokuczliwe.
zgadzam się całkowicie ze skuteczną praktyką, o której piszesz. jeśli myśl o rozstaniu prześladuje cię, po prostu trzeba wyłapać ten moment i dopuścić do siebie, że coś jest nie tak.
Usuńbtw, witam u mnie!
Wpis moim zdaniem trochę za krótki, by ogarnąć całą złożoność i wszystkie rodzaje rozstań, ale bardzo trafny.
OdpowiedzUsuńChociaż ja jestem zwolenniczką długiego okresu zastanowienia przed podjęciem ostatecznej decyzji.
Poot.
Miło się czytało :)
OdpowiedzUsuńNo bo w końcu, ileż można naprawiać?
Dzięki za pocztówkę! :)
cała przyjemność po mojej stronie :D
Usuń