Zobaczysz, jeszcze ci się odmieni. Jeszcze będziesz się śmiać z tego, co teraz mówisz... - zatem dedykuję tego posta sobie, żebym mogła przeczytać go za parę lat i pośmiać się z siebie.
Każdego dnia spotykam je na swej drodze. Starsze i młodsze, siedzące w wózeczkach albo idące za rączkę z mamusią i z tatusiem.
Średnio co miesiąc dowiaduję się o tym, że któraś z moich (na szczęście dalekich) znajomych została mamą. Oczywiście nie obejdzie się nigdy bez zdjęć na facebooku, pod którymi ludzie się zachwycają tak, jakby wszystkie te dzieci były co najmniej ładne. Niestety, choć rozumiem że dla każdej matuli jej dzieciątko jest najpiękniejsze, tym ludziom nikt nie każe kłamać. A jednak - oni po prostu tak mają - lubią robić to, co wypada. Poza tym trzeba się cieszyć, że mały człowieczek przyszedł na świat. Wszystko spoko, w zasadzie na świecie dzieje się to co kilka sekund, więc powinnam mieć nieskończoną gwarancję dobrego humoru.
Analogicznie do sytuacji, kiedy dziecko układa jarzyny na krańcach talerza, w którym mieni się jakaś niedobra zupa i pytasz się go "otwierasz warzywniak? Czy wiesz, że (uwaga, uwaga!) w Afryce inne dzieci umierają z głodu?" powinno być tak:
...wyobrażam sobie, że akurat mam zły dzień, wszystko mnie drażni, wszystko wypada z rąk, robotnicy drą się pod kamienicą i mieszkając w centrum miasta czuję się, jakbym mieszkała na największej wsi świata; spać nie mogę, bo od 5 rano wiercą mi wiertarką dziurę w głowie, poza tym paradują do spółki ze zniszczonymi przez noc żulami, którzy grzebią w śmieciach - bo dlaczego inni mają słodko spać, skoro oni muszą zapierdalać?
Także niewyspana krzątam się po domu i jak zwykle tylko szukam pretekstu do kłótni (zaglądając nawet do pojemników z herbatą, a nuż właśnie tam kryje się jakiś problem), gdy nagle M mówi coś, co wylewa miód na me serce: "kochanie, czy wiesz, że właśnie w tej chwili narodziło się nowe dziecko?".
Bo dlaczego by nie? Właśnie teraz potrzebuję czegoś, co mnie rozweseli, a przecież wszyscy wiedzą, że narodziny są wielkim szczęściem... W ogóle jak mogę się tak zachowywać przecież.
![]() |
screenshot z moich koszmarów |
Nigdy nie uważałam, że się nadaję. Gdy tylko dostałam bejbi born pod choinkę, od razu nie spodobało mi się w moim nowym dziecku, że ma długie włosy spięte kokardą, zamiast być łyse. Wyżyłam się na nim następnego dnia za pomocą nożyczek. Gdyby mi się coś kiedyś nie podobało w moim prawdziwym, na szczęście mającym się nigdy nie urodzić dziecku, to bym je pewnie zaczęła obarczać winą za to, że mimo tak cudownych genów nie miało w sobie krzty szacunku i litości, by urodzić się ładnym i grzecznym. No nie nadaję się, więc co się będę wydurniać. Lepiej mieć fajne życie bez dzieci. Co prawda, nie wiem kto mi na starość poda przysłowiową szklankę wody, ale może będę na tyle ogarnięta życiowo, żeby zawsze trzymać zgrzewkę Żywca Zdrój przy łóżku. Życie bez dzieci jest świetne i mimo całej mojej dezaprobaty dla nieodpowiedzialnego ich planowania, współczuję tym, którym się wymsknęło. I naprawdę, nie obraziłabym się, gdyby uczyniono mnie bezpłodną.
![]() |
jedyny stan, w którym nie boję się dziecka |
Pamiętam dwie sytuacje z mego życia wzięte.
1. Warszawa, parę miesięcy temu, starówka. Wchodzę do kawiarenki z kumplami. Widzę dwoje berbeciów i ich mamę przy stoliku. Mówię po cichu "nie, chodźmy stąd, bo ja nie lubię dzieci". Wychodząc widzę oburzoną matkę, która patrzy na mnie tak, jakbym jej co najmniej wzięła gorącą kawę sprzed nosa i oblała nią te dzieci.
2. Gdynia, paręnaście dni temu. Stoję w kolejce po kawę w mojej ulubionej sieciówce, kohi feven. No dobra, M stoi bo mnie boli w krzyżu. W dodatku mam katar, więc nie wiem o co chodzi, kiedy ludzie zatykają nosy i M uświadamia mi, że od dziecka siedzącego ze swoją beztroską mamusią w rogu kawiarenki wali pokaźną sraką. Nie komentuję tego, nauczona doświadczeniem, że lepiej kichać jak po wąchaniu rozpylonych perfum niż dać po sobie poznać, że według mnie to mało taktowne ze strony tej matki. Dzieci bowiem są po to, żeby się nimi zachwycać. I być wyrozumiałym. Zwłaszcza dla cudzych. Bo tak wypada. Nasrało? No cóż, szkoda... że nie u mnie w domu.
To są przykłady, kiedy udowadniam, że mimo swojej niechęci do dzieci i do ich tępych rodziców, staram się z tym kryć. Bo rozumiem, że każdy ma prawo mieć dzieci (chociaż nie zawsze rozumiem, po co tak wielu ludzi z tego prawa korzysta), cieszyć się z tego, jak próbują mówić, z ich wcale nie przyprawiającego o dreszcze śmiechu i z każdej zdrowej kupki. To nie moje klimaty, ale jestem cząstką społeczeństwa, więc albo się znieczulę, albo będę wiecznie cierpieć. Poza tym sama kiedyś byłam dzieckiem i tylko pozostaje mi mieć nadzieję, że nigdy nikogo nie wkurwiałam aż tak bardzo, a jeśli tak, to serdecznie za to, z tego miejsca, przeprosić.
Np. przepraszam mamę za to, że kiedyś rozbiłam wazon. Za to, że udawałam, że umarłam leżąc na dywanie w bezruchu za każdym razem po tym, jak mnie okrzyczała.
Innych ludzi przepraszam za to, że kiedyś skutecznie uniemożliwiałam im wypoczynek na wakacjach.
Swoją drogą, po jaką cholerę brać dziecko w najmłodszym wieku na wczasy? Wczasy mają na celu relaks. Kiedy jednak bierzesz ze sobą dziecko, którego nie umiesz okiełznać i, które ryczy wniebogłosy uprzykrzając życie i tobie, i innym, to gdzie tu jest logika i miejsce na wypoczynek? Ja rozumiem, gdyby jeszcze to dziecko miało po latach wspominać piękne wakacje, ale ono nie będzie tego pamiętać, natomiast na dobre zapadnie w pamięć i tobie, i ludziom wokół, skrzywiając im psychikę (czego jestem ewidentnym przykładem). Myślę, że rodzice często nie mają wyboru i biorą ze sobą dziecko, bo nie mają go z kim zostawić. Nie ma babć, dziadków, nie chorych umysłowo niań, sióstr i braci. Rodziców chrzestnych też nie ma. Przyjaciele się rozeszli, gdy tylko wspomnieliście, że nie ma z kim dziecka zostawić. Jednak, jeśli rzeczywiście nie ma, to jaki jest sens takiego wyjazdu? Czym on się różni od tego, co macie na co dzień oprócz nieco bardziej znośnej scenerii? Czy serio możecie powiedzieć, że wypoczęliście?
![]() |
dziecko prawdę ci powie |
Głupi rodzice wychowują dzieci na głupich ludzi, którzy też kiedyś staną się rodzicami. I tak w kółko.
Jaki z tego morał? Może jestem głupia, ale przynajmniej nie będę mieć dzieci.
![]() |
nie muszę go słyszeć, żeby rozbolała mnie głowa |
Jedni są stworzeni do dzieci inni nie ;) Ja wręcz przeciwnie lubię dzieci i lubię się nimi zajmować.
OdpowiedzUsuńPopieram... Nie lubię dzieci, na samą myśl o drących się bachorach i matkach które nie potrafią nad nimi zapanować dostaję drgawek. Uważam, że wstawianie zdjęć dzieci na facebooka i inne portale powinno być karalne. Oh god. Jak dla mnie 90 % małych dzieci to niezbyt urodziwe istoty
OdpowiedzUsuńbiedne te dzieci trochę, bo w sumie co one nam zrobiły... no ale nic nie poradzę na to, że mi działają na nerwy.
Usuńdodam, że oprócz tego, że są w większości mało urodziwe, to jeszcze (choć nie można wymagać od nich życiowej mądrości) niezbyt bystre.
Szacun za radykalność.
OdpowiedzUsuńLubię dzieci... jak śpią, ładnie na fotkach wyglądają, czasem gaworzą, głównie to śpią zawinięte w beciki tak że tylko łepek widać, lub w skarpetkach na łapkach. Czyli innymi słowy spacyfikowane. Mam zbliżone poglądy, acz mniej radykalne. Kwestia wczasów - pomysł genialny w swej prostocie!
Mnie swoją drogą bardziej od rozwrzeszczanych dzieci mierzi nowa generacja matek-Polek. Młode to to, wysolarzone to to, z mordą pełną roszczeń poprzerywanych "k***a" jako przecinkiem, z podoklejanymi tipsami, rzęsami i pasemkami. Zrobione na spacer z "młodym/młodą" lepiej ode mnie (gdy nie mam żadnego berbecia kręcącego się pod nogami) i kręcącym dupą od krawężnika do krawężnika prowadząc wózek podczas POMu (powolny obchód miasta), tak, że jak próbujesz się przecisnąć i ten cały rozwrzeszczany grajdoł na kółkach minąć to słyszysz rozdarty ryj, że dziecko z wózeczkiem chcesz przetrącić.
Swoją drogą to czasem chciałabym mieć takie problemy jak ten typ matki-Polki:
"Utrzymać równowagę w tych szpilkach na dodatkowej koturnie i nie runąć jak długa prowadząc wózek."
Taaaak. Tego sobie życzę jak kiedyś przydarzy mi się dziecko i zdążę opanować przewijanie, mycie i inne aktywności z dzieckiem związane mając u rąk podoklejane tipsy. Leżeć, pachnieć, i piłować ryja na drące ryja dziecię...
ja tak naprawdę też nie mam aż tak radykalnych poglądów. nie chcę mieć dzieci, nie lubię, ale czasem mnie nawet jakieś rozśmieszy. tyle, że jestem w stanie z dzieckiem w jednym pomieszczeniu wytrzymać góra 5min. potem wymiękam.
Usuńa co do matek-Polek, to chyba czaję, o co chodzi. chociaż rzadko takie na swej drodze spotykam.
mnie irytuje, jak ktoś za bardzo "gloryfikuje" swoje macierzyństwo albo "stan błogosławiony".
Akurat urlopuje w "Zmorowie" - niewielkim miasteczku mym rodzinnym i mam tu zatrzesienie tego typu Matek-Polek-Niedawno-Co-Nastolatek.
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, ze mozna stworzyc ich cala typologie: wysolarzone, ale tez i te gloryfikujace, licytujace się: czyje dziecko piekniej puszcza banki nosem, te co widzac pozytywny wynik testu uwazaja ze nalezy im się czesc rowna Matce Boskiej (zapominajac o betlejemskim i egipskim epizodzie), szare myszki uwazajace ze z chwila porodu staly się karmidlem/bujadlem etc, matki-kawiarniane co wychowuja znad doppio espresso dziecko w kaciku dla dziecka i dziwiace się czemu berbec nie chce się bawic, matki wynagradzajace brak czasu dls dziecka drogimi prezentami, ale tez nie nalezy zapominac o tych nielicznych, ale bedacych w swiecie sensowne, konkretne i z dystansem do zycia i swych berbeci. oj i wiele innych ;)
(Przepraszam za brak polskich liter)
Popieram całym mózgiem.
OdpowiedzUsuńChociaż lubię dziecięce główki i zapach, jak tylko zaczną się drzeć, to cały urok pryska.
Nic mnie tak nie wnerwia, jak ta cała otoczka wokół nowo narodzonych.
Poot.
Wiesz, gdyby więcej ludzi miało takie podejście jak Ty, świat byłyby lepszym miejscem.
OdpowiedzUsuńMimo że do dzieci właściwie nic nie mam, choć też się nimi przesadnie nie zachwycam, to zgadzam się, że niektórzy nie wiem właściwie mają dzieci, lepiej, gdyby ich nie mieli. Nie oszukujmy się, nie każdy będzie dobrym rodzicem,a ten ślepy pęd, że niby kobiety rolą jest rodzenie i wychowywanie dzieci... masakra.
Nieogarnięci rodzice dzieci doprowadzają mnie do szału, a zwłaszcza w komunikacji miejskiej.
Miłego poniedziałku!
Całkowicie się zgadzam. Nie rozumiem tylko, dlaczego skupiłaś się na względnie nieszkodliwych niemowlakach, a zapominasz o najbardziej upierdliwym i uprzykrzającym życie rodzaju dzieciaka - przedszkolaku. Każda wizyta w dużym sklepie w sobotnie popołudnie skłania mnie ku myśli, że zabieranie małych dzieci w takie miejsca powinno być karalne.
OdpowiedzUsuńAż zainspirowałaś mnie do napisania kilku ciepłych słów na temat "przyszłości Narodu". ;-)
napisałam, że im młodsze, tym bardziej mnie irytuje, bo jak bobasek w ogóle nie czai, co się do niego mówi, to ciężko go uspokoić.
Usuństarsze dzieci i ich zachowanie wynika już typowo z winy ich rodzicieli. doskonale wiem o co chodzi, bo też najchętniej życzyłabym sobie, żeby były np. jakieś miejsca (sklepy, kawiarnie) z bezwzględnym zakazem wprowadzania naszych najmłodszych "pociech"... i te mieszane uczucia, wyrzuty sumienia, że w sumie to są dzieci, mają mieć fajne i wesołe dzieciństwo więc uciszanie ich na każdym kroku to poniekąd robienie im krzywdy, na co znów odzywa się diabełek po drugiej stronie głowy, że właściwie co-mnie-to-gówno-obchodzi... i, że nie będę się okłamywać i udawać, że mi to nie przeszkadza. skomplikowane to wszystko, eh.
I ja rowniez sie z toba zgadzam! Nie zamierzam miec dzieci i ciagle slysze od otoczenia ze mi to przejdzie.
OdpowiedzUsuńJednym z miejsc na ktore dzieci zaproszone byc nie powinny to takze wesela! Plataja sie, krzycza podczas ceremonii, wchodza pannie mlodej pod sukienke, nie pozwalaja zrobic zdjec i podjadaja tort weselny..
Na moj slub nie zaprosze zadnych dzieci. Musze wymyslic tylko jakis taktowny sposob!
dołączam się do grona nielubiących dzieci :)
OdpowiedzUsuńKiedyś nie przepadałam za dziećmi, a teraz mam swoje i trochę mi się poglądy zmieniły. Takie małe dziecko to niewiele jest winne temu, że wrzeszczy i płacze, bo przecież ma jakiś powód do płakania (inaczej nie umie się skomunikować). Problem leży w rodzicach, którzy zachowują się jak idioci, bo albo a)uważają, że dziecko musi się wypłakać i ignorują je, albo b)drą się bardziej niż dziecko w stylu "kur** zamknij ryj". A dziecko naprawdę w 99% sytuacji da się uspokoić.
OdpowiedzUsuńRozumiem też fazę "ochów i achów" rodziców nad dzieckiem. Nie rozumiem tylko po co obnosić się z tym po całym świecie. Nie rozmawiam ze znajomymi o swoim dziecku, chyba że sami o coś zapytają. Nie pokazuję wszystkim tysiąca zdjęć w tej samej pozie, czy zdjęć beznadziejnie beznadziejnych. Po co. Mimo że mój syn pojawia się na moim blogu to staram się, żeby nie był tematem numer jeden w stylu "jaki on piękny, cudowny, ruszył ręką, wsadził palec do buzi, och, ach, już umie gaworzyć". Daleko mi do tego.
Zabieram swoje dziecko ze sobą do restauracji, do kawiarni, na spotkania ze znajomymi, na grilla itd. Staram się przy tym być wyposażona po zęby we wszystko, żeby zapewnić spokój i dziecku, i ludziom wokół. Płacze? Uspokajam. Proste. Ciężko go uspokoić? Zbieram manatki i do domu. Też proste.
Dziecko przeżywa wszystko całym sobą - jak biega to na maxa, jak krzyczy to na maxa, jak się cieszy to też na maxa. Mają masę energii i to od rodziców zależy, jak ukierunkują tą energię, bo to przecież rodzice wychowują dzieci. A niestety masa ludzi wychowuje swoje dzieci jak idioci, więc co się dziwić, że przedszkolak biega wszędzie i niszczy wszystko.
Ot. Mam zamiar mądrze wychować swoje dziecko. Jak mi to wyjdzie? Się okaże, ale staram się nie być "rodzicem - idiotą".
zdrowe spojrzenie na temat. całkowicie zgadzam się co do tego, że w większości sytuacji wina leży po stronie rodziców. dzieci w restauracjach, supermarketach i wszędzie tam, gdzie robią się nieznośne - po prostu się nudzą. nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie po nich widać, jak "mądrych" mają rodziców, więc ktoś kto nie lubi płaczu i w ogóle obecności dzieci albo będzie pluł na nie jadem, albo się opanuje i jednak pomyśli o tym odrobinę dojrzalej. zawsze jest opcja, żeby założyć bloga, na którym można się wyżywać ile wlezie, co też tutaj uczyniłam ;).
Usuńtrzymam kciuki za to, żebyś wychowała dziecko - z takim podejściem na pewno podołasz.
żebyś dobrze wychowała dziecko*
UsuńAż nie wierzę, że trafiłam na ten wpis i na osobę, która myśli tak jak ja. Dzieci przerażają mnie odkąd tylko potrafię sięgnąć pamięcią. I to zaściankowe przekonanie wszystkich wokół, że każda kobieta powinna mieć dzieci, że to jest piękne, że rodzina, że dom, że mąż eehhhh rzygać mi się chce. Tak swoją drogą to obrzydzają mnie też kobiety, które urodziły niedawno dziecko. Nie wiem czy to jest jakaś moja fobia, ale jak myślę o kwoce, z której narządów płciowych wypływa małe oślizgłe wkurwiające coś to przechodzą mnie aż dreszcze. I jeszcze to karmienie wymionami w miejscach publicznych, szkoda gadać. (Sory jeżeli kogoś uraziłam)
OdpowiedzUsuńno nareszcie ktoś, kto myśli podobnie jak ja. Dzieci gdy się urodza sa brzydkie i pomarszczone. I ciągle sie drą. Mój syn prawie mnie wykończył przy porodzie. Sam siebie też by pewnie wykończył. Potem mu moje mleko nie pasowało, więc nie pił. Nie chciał spać i przy okazji nie dawał spać mi. Przy każdej okazji darł japę. Na pampersy straciłam majątek. Teraz przedszkole tez kosztuje mnie majątek. Gagatek ciągle wymyśla, co by chciał żeby mu kupić. Tyle kasy na to idzie, że głowa mała. Teraz siedzi obok i napier...la na konsoli do gier. Nie można sie pokochać kiedy sie chce, bo mały się plata po mieszkaniu. Najgorsze jest, że trzeba sie zachwycać cudzymi dzieciakami. Nic mnie one nie obchodzą więc nie zwracam na nie uwagi. I oczywiście jestem ta zła, bo dzieci nie lubię. Cudzych dzieci nie cierpię. Nie mogłabym pracowac w przedszkolu ani szkole, bo bym wystrzelała to towarzystwo. Mojego malucha kocham bezwarunkowo choć najczęściej jest mocno upierdliwy. Swoje dziecko traktuje sie inaczej. mam nadzieję, że wychowam go na bezkompromisowego twardziela, który wie, że bozi nie ma i że żyje się tylko raz a więc trzeba żyć ciekawie.
OdpowiedzUsuń