środa, 4 grudnia 2013

Hello my friend: Booklover o przyjaźni słów kilka.

Dziś w ramach projektu serwuję wam wpis gościnny Ani, miłośniczki książek i właścicielki bloga My Hello Life (którego nazwa trochę zainspirowała mnie do wymyślenia takiej a nie innej nazwy projektu). Gdy ją zobaczyłam, pierwsze, co pomyślałam, to: „co za wyczucie stylu”. Ania sprawia wrażenie bardzo dziewczęcej i gustownej osoby. W dodatku jest uzbrojona w aparat na zębach, co czyni ją jeszcze bardziej uroczą. Wbrew pozorom nie prowadzi bloga modowego, bo na My Hello Life możecie poczytać recenzje różnych książek, ale też poznać jej świeże, bo jeszcze, mam wrażenie „nieskażone” przez studia spojrzenie na świat (część z was pewnie rozumie, o co mi chodzi). Lubię jej bloga również za wpisy lingwistyczne, ale to akurat ma niewiele wspólnego z powodem, dla którego poprosiłam ją o kilka słów na temat przyjaźni. Chciałam, by wypowiedziała się przyszła lingwistka, aparatka, ale przede wszystkim osoba zanurzona w świecie fikcji literackiej. W końcu gdzie, jeśli nie w książkach, możemy spotkać się z przyjaźnią doskonałą?


Przyjaźń jest dla mnie bardzo ważna. Tych, których uważam za moich przyjaciół traktuję inaczej niż innych. Są dla mnie ważniejsi, więcej o mnie wiedzą i zawsze mają pierwszeństwo. Nie wiem dlaczego moje przyjaźnie układały się różnie. 
Jeśli nazywam kogoś przyjacielem chciałabym mieć świadomość, że mogę zadzwonić w nocy o północy, zawsze powiedzieć nawet o błahym dylemacie i zawsze liczyć na wsparcie. Z tego wszystkiego przyjaciel to ktoś z kim dobrze mi się spędza czas, tematy do rozmów się nie kończą, a ja sama nie muszę zastanawiać się czy mogę coś powiedzieć i jak druga osoba zareaguje. Co jest najważniejsze? Według mnie lojalność, bo na tym można wszystko zbudować, a gdy nie ma lojalności, to nie jest przyjaźń.
Przewinęło się przez moje życie kilka osób, które nazywałam przyjaciółmi. Czas przeszły jest jak najbardziej na miejscu. Różne były powody – czy to próba czasu, czy zbyt wielka różnica temperamentów, której nie udało nam się przeskoczyć.  Każda z tych osób pomogła mi w trudnym momencie i cieszę się, że byli, ale mimo wszystko strata przyjaciela bardzo boli. Jeszcze bardziej gdy nie wiemy dlaczego tak się stało. Odejście z dnia na dzień (i nie mówię tu o śmierci) jest czymś, z czym trudno jest się pogodzić. Pozostaje pustka i myśl "Czy ta osoba na pewno była moim przyjacielem?". Nie możemy mieć do siebie pretensji, że zaufaliśmy złej osobie. Przecież uczymy się na swoich błędach. 
Dobrze jest wtedy mieć obok siebie kogoś, kto nas wesprze. Mam to szczęście, że od pewnego czasu mam przyjaciela, który wciąż jest przy mnie. Razem łatwiej znieść stratę. Moim najlepszym przyjacielem jest mój chłopak. I mam nadzieję, że tak już zostanie.
Gdy stracisz przyjaciela nie wpadaj w depresję. Podnieś głowę i idź do przodu, najwidoczniej ta relacja nie miała tak wielkiej wartości. I nie zapominaj, że zawsze może być obok Ciebie ktoś, kogo nie zauważasz a zawsze możesz na tą osobę liczyć. 


***

Jak sądzicie? Czy warto skreślać kogoś tylko dlatego, że okazało się, że nie jest naszym przyjacielem? Może po prostu trzeba uznać, że nie pasowaliście do siebie, ale mimo wszystko docenić obecność tej osoby w naszym życiu? 
Każdy coś do niego wnosi i każda znajomość czegoś nas uczy. Czego was nauczyły nieudane i niespełnione przyjaźnie, związki albo po prostu – relacje z innymi ludźmi?
Czy przyjaźnie przedstawione w książkach mają rację bytu w prawdziwym życiu? Może znacie jakiś książkowy przykład takiej prawdziwej przyjaźni, którą sami chcielibyście przeżyć? Na pewno znacie...

(Jeśli nie wiesz, skąd pomysł na serię wpisów o przyjaźni, zajrzyj tutaj)

5 komentarzy:

  1. Moim zdaniem każdą przyjaźń weryfikuje czas. Miałem w życiu dziesiątki osób, które sam uważałem lub one uważały się za przyjaciół/przyjaciółki. Z tych wszystkich "przyjaźni" tak na prawdę zostały może trzy osoby. Trzech kumpli, których znam odpowiednio 5, 13 i 17 lat.

    Bywało z nami różnie, czasem udawało nam się w przeszłości nawet drzeć koty lecz teraz, gdy czas zweryfikował wiele naszych wspólnych znajomości to w końcu zrozumieliśmy, że nie ma lepszej ekipy od nas : )

    Najlepszą przyjaciółką została również Moja Dziewczyna : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja doszłam dziś do osobistych wniosków. Straty przyjaciół są bolesne. Kiedy traci się znajomych, jest to mniej dotkliwe, ale przyjaciel... eh. To jest ciężko. Ale...doszłam dziś do wniosku, że nie można skreślać tak ludzi, których nie tak dawno nazywaliśmy przyjaciółmi. Można zmienić relację na znajomych, szczególnie jeśli towarzystwo tej osoby jest fajne, od czasu do czasu. Ja nauczyłam się wychodzić ponad urażoną dumę, czy złamane serce. Znam wartość swoją i osób, z którymi utrzymuję kontakt. Wiem na kogo mogę liczyć i kto w moim życiu jest dla mnie ważny.

    OdpowiedzUsuń
  3. zadałam pytania w podsumowaniu i skoro jest okazja, to sama na nie odpowiem.
    jestem w stanie znieść fakt, że przyjaźń kończy się dlatego, że dwie osoby za bardzo się różniły i było im po prostu nie po drodze. jestem w stanie zrozumieć, że każdy ma swoje życie, egoistyczne potrzeby, nadaje się na kompana zabaw albo jest ramieniem, na którym można się wypłakać.
    ale jeśli kilka sytuacji pod rząd potwierdziło, że ta osoba nie liczy się ze mną, nie zależy jej na mnie albo okazała się nieżyczliwa a wręcz nastawiona przeciwko mnie, to może zaboleć. i nie dziwię się, że po takiej akcji ktoś może chcieć ją skreślić. dziwiłoby mnie, gdyby w jakiś tam sposób zraniona osoba nadal chciała przyjmować ciosy i narażać się na kolejne słabe zagrania tej drugiej strony. czasem w relacjach z innymi jesteśmy masochistami. pozwalamy się krytykować, wytykać wady, przymykamy oko gdy ktoś wbija nam szpilę bo to przecież bliska osoba.
    moim sposobem na szczęście jest odsuwanie się od ludzi nieżyczliwych i otaczanie się tylko tymi, którzy są na nas otwarci. jeśli robią mi przykrość nieświadomie, to mogę im to darować. grunt, żeby byli po mojej stronie i żebym CZUŁA, że mogę na nich liczyć. wystarczy samo poczucie - nie zamierzam dzwonić do nikogo w środku nocy i unikam jak ognia sytuacji, w których proszę kogoś o pomoc, a już tym bardziej o poświęcenie. ale wiem, że gdybym musiała, to bym się nie zawiodła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobrze Cię rozumiem, też staram się odsuwać jak najdalej osoby, które bardziej chcą mojego upadku niżeli sukcesu. Wiadomo, że są rzeczy, sytuacje które eliminują przyjaciół całkowicie - kłamstwo, wykorzystywanie, przemoc emocjonalna... To są rzeczy niewybaczalne, i degradujące definitywnie.

    I faktycznie są ludzie, którzy katują się ciągle i ciągle wracając do 'przyjaźni' z taką osobą, która niszczy.

    W kwestii dzwonienia w środku nocy. Też nigdy nie wykorzystałam tego. Nie umiem. Siedzę zawsze i wszystko trawię, rozwiązuję sama. Dopiero wynikami dzielę się z osobami kompetentnymi (przyjaciółmi). Ale miałam w życiu sytuację, kiedy potrzebowałam ogromnego wsparcia, i pamiętam, że było kilka niezawodnych dusz.

    W ogóle temat przyjaciół, i 'przyjaciół' to temat rzeka. Wiadomo - są sytuacje, które nie skreślają drugiego człowieka, a tylko go odsuwają na inny, dalszy plan.

    OdpowiedzUsuń
  5. O i przyjaźnie nauczyły mnie jednego... PRZEPRASZAM - w znacznych ilościach traci na wartości. Zawsze kiedy słyszę przepraszam (od tej samej osoby kilka razy, w tej samej sprawie), mówię: "Nie przepraszaj tyle, tylko się popraw". Niektórzy biorą do serca ową radę, inni nie.

    O i nie warto być nachalnym, ani też znacznie odpuszczać. W obu przypadkach nędznie odbija się to na relacjach.
    I jeszcze - należy mówić co nas boli, kiedy jest nam przykro. To pozwala oczyszczać relacje, atmosferę i pokazuje, że nie jesteśmy robotami.

    OdpowiedzUsuń