niedziela, 29 grudnia 2013

Do ciebie, czytelniku.

Nie obrażę się, jeśli po przeczytaniu tego apelu po prostu cofniesz lajka, albo ostentacyjnie przestaniesz odwiedzać tego bloga. Wszystko mi jedno, w jaki sposób wyrazisz brak aprobaty, bo tak się składa, że… już się przyzwyczaiłam.


Piszę bloga niecały rok. Wkładam w to bardzo dużo czasu i wysiłku, dopieszczając każdą notkę. Codziennie myślę, jak urozmaicić ci dzień, żebyś wchodząc tutaj mógł przeczytać coś innego, nowego i świeżego – coś, czego nie da ci żaden inny blog ani portal. Każdy twój lajk czy komentarz to taki uśmiech w moją stronę. Jest was w tej chwili jawnie około dwustu (fp + bloglovin + obserwatorzy) i cieszę się z każdego nowego gościa, jak chora. To chyba normalne, że tak to przeżywam, bo w końcu każdy najmniejszy znak, że to co robię podoba się innym ma dla mnie duże znaczenie. Daje mi kopa i dzięki temu czuję, że to ma sens. No nie oszukujmy się – gdybym pisała tylko dla siebie, to chowałabym swoje teksty do szuflady, albo do folderu na pulpicie ;).

Jeśli ktoś śledzi moje poczynania na blogu od początku, albo nawet od tych sześciu miesięcy, to pamięta, że kiedyś pisałam znacznie bardziej ciętym językiem i poniekąd był to zabieg celowy, a z drugiej strony teraz myślę, że byłam zwyczajnie niemiła. I to akurat nie było moim zamiarem. Takie zachowanie zwykle ma duży związek z tym, jak obecnie się czujesz. Jaki jest twój stan umysłu, czy masz jakieś życiowe problemy. Poniekąd wyżywałam się na blogu, czasem pisałam po prostu co mnie w tym świecie irytuje. Ale ogólnie rzecz biorąc, był to dla mnie taki okres, w którym miałam potrzebę uzewnętrzniania tych nie do końca pozytywnych emocji. Dziś, gdybym miała czas i wystarczająco energii, napisałabym większość tych starych notek od nowa i zupełnie inaczej, bo jak niektórzy z was zauważyli, mój styl nieco ewoluował. A poza tym nabrałam innego nastawienia. Taka jest natrualna kolej rzeczy.

Coraz lepiej wiem, w którym kierunku to wszystko pójdzie. Na początku mojemu blogowaniu przyświecał zupełnie inny cel i większość tych wpisów dziś już niekoniecznie mogłaby się tutaj pojawić. Nie usuwam ich, bo uważam, że nie ma takiej potrzeby – w końcu nie wstydzę się siebie. Taka byłam. I doskonale wiem, że wielu z was właśnie dzięki nim polubiło mojego bloga.
Wciąż starałam się was wyczuć, sprawdzałam jaka tematyka najbardziej was interesuje, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że nie w tym rzecz. Mój blog to ja. Utożsamiam się z nim na tyle, by móc powiedzieć, że jeśli on się zmienia, to ja także. Dlatego nie chcę się zmieniać pod wpływem innych ludzi. Po to, by im się spodobać. To nie byłabym prawdziwa ja.
Analogicznie, gdybym próbowała zadowolić nim wszystkich, w końcu przestałby być takim blogiem, jaki ja chcę prowadzić. Będzie się zmieniał nieustannie, pod wpływem chwili, dlatego w którymś momencie zauważysz, że już cię to nie kręci. Możliwe nawet, że taki moment już nadszedł. Zwłaszcza, że ostatnio notuję tutaj dużo mniejszą aktywność, niż jeszcze choćby miesiąc temu.

Chciałabym, żeby moi czytelnicy w jakiś sposób okazali, czy pasuje im moja radosna twórczość, czy też niekoniecznie. Tymczasem brak jakiegokolwiek odzewu świadczy o… obojętności. I przy okazji sprawia, że nie czuję już żadnej satysfakcji z pisania. To mnie nawet trochę dołuje. No dobra, przyznam się bez bicia: moje serce krwawi.
Za każdym razem, kiedy piszę czuję, że może tym razem ktoś to doceni, a potem publikuję wpis, czekam, czekam, czekam... Sprawdzam statystyki, disqus'a i... widzę jedynie, że to czytacie. Odsłon jest sporo. Ale nic za tym nie idzie. Nie wiem, co myślicie.
Ja myślę, że zawsze lepiej wiedzieć. Czy jeszcze tutaj wchodzisz, co właściwie czujesz po przeczytaniu mojego tekstu, czy może po prostu lubisz mnie na fb, albo obserwujesz, ale nic poza tym. Chętnie poczytam o tym w komentarzu.

Bardzo mi będzie miło, jeśli po przeczytaniu tego wpisu stwierdzisz, że nadal chcesz mnie czytać.
Jeszcze milej mi się zrobi, jeśli dzięki tobie zobaczę, że nie piszę tylko dla siebie i, że to co robię ma jakiś sens. Po prostu napisz coś raz na jakiś czas. Pokaż, że jeszcze żyjesz. Póki wy żyjecie, mój blog nie zaginie, czy jakoś tak ;-).

Ale równie miło mi będzie, jeśli uznasz, że jednak nie masz ochoty tu dłużej być i dasz mi to do zrozumienia, np. komentarzem, albo odlubieniem mojego fanpage’a. Nie ma się co czarować – zależy mi na jak największej liczbie czytelników, ale takich, którzy ze mną rozmawiają. Rozumiem, że nie każdy tekst musi być warty twojego komentarza, bo np. interesują cię wpisy o Krakowie, podczas gdy przepisy już nie. Ale jeśli pod każdą kategorią zastaję bezlitosny brak komentarzy, zaczynam się zastanawiać, co jest nie tak. Powiedz, że już od jakiegoś czasu myślałeś, żeby stąd odejść i ten wpis cię do tego przekonał. Zawsze to jakaś reakcja.
Wyobraź sobie, że mówisz i mówisz do kogoś, a ten ktoś jest obok, słyszy, ale nie słucha. To jest niemal taka sama sytuacja. Każdy kiedyś miał taki przykry moment. Wolimy usłyszeć cokolwiek, niż nie usłyszeć nic, albo zostać zbyci np. jakimś „no” (które wszyscy tak lubimy). Nie ma nic gorszego od braku reakcji.

P.S. Dziękuję z tego miejsca wszystkim, którzy do mnie mówią. Za to, że naprawdę ze mną jesteście :).

Oleandrra

22 komentarze:

  1. Czytam Cię od początku i będę czytał do końca :)! Codziennie wchodzę i patrzę czy jest jakaś nowa notka. Ostatnio trochę mniej tekstów się ukazuję, ale jak mniemam było to spowodowane świętami. Wszyscy mamy prawo do odpoczynku. Pisz, pisz i zawsze pisz! Twój blog jest jedyny w swoim rodzaju, choćbym przekopał cały internet, nie znajdę drugiego pisanego w taki sposób. Ironia, głęboka treść, śmieszne uwagi i zawsze genialna puenta - to Cię wyróżnia.
    Nie wyobrażam sobie blogosfery bez tego, konkretnego bloga. Głowa do góry i klawiatura w dłoń :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem co czujesz, też nie lubię braku reakcji, ale spójrz na to z drugiej strony - na ile blogów ty wchodzisz codziennie i ile z nich komentujesz? Ja czytam mnóstwo wpisów o wszelakiej tematyce, ale rzadko komentuje, głównie z braku czasu po prostu :) Ja czytam Ciebie od niedawna i raczej będę, wpisy o Krakowie omijam, przyznaje, gdyż jestem zakochana we własnym mieście - Wrocławiu, przepisy to też nie moja bajka, ale wszelkie inne czytam chętnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też Cię czytam, nie ukrywam że czasami miałam wrażenie że nie jesteś szczególnie miła, i to mnie troszkę odstraszało, a i tak czytałam bo fajnie piszesz. Wolę nie komentować jakbym miała pisać coś nie po Twojej myśli. Ale co do komentowania to tak jak czytelniczka Marta tez wchodzę na wiele blogów, czytam posty, ale RZADKO coś komentuję. z braku chęci, czasem czasu.. po prostu. Bardzo często też wchodzę na bloga wcześniej nie będąc zalogowana na google, i wiele blogów nie zastrzega anonimowych wpisów. Rożnie bywa, ale rozumiem o co Ci chodzi, i życzę powodzenia! :) Ja w każdym bądź razie czytać będę nadal.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może za bardzo się starasz? Myślę, że największy popyt był u Ciebie na teksty o tematyce społeczno-codziennej, to nic, że czasem opisywane czy przytaczane sytuacje mogą być przerysowane, ważne, że pisałaś często z przymrużeniem oka i bardzo wyraziście wyrażałaś własną opinię np na temat związków, relacji, zachowań ludzi.
    Nigdy nie skupiaj się wyłącznie na zadowoleniu ludu, bo to pierwszy krok do znienawidzenia samego siebie.
    Obserwuj też swoje reakcje na posty na innych blogach, kiedy Ty je komentujesz? Kiedy chcesz coś w zamian, czy kiedy autor zadawał pytania, chciał znać czyjeś zdanie, autor odkrył Amerykę czy kiedy coś Cię podirytowało? Rzadko kiedy piszemy komentarze tylko po to, żeby się z kimś na jakiś temat zgodzić :)
    Nie oceniam Cię, ale może masz taki charakter, jednych motywuje krytyka innych aprobata. Jedni pragną ciągłej uwagi a jedni traktują blogowanie jako zabawe, hobby. Ty chyba szukasz w tym jakiegoś głębszego sensu, to super, jesteś ambitna, pytanie tylko na ile pisanie na blogu ma zapełniać tą ambicje.
    Sama śledzę Cię na fb i bloglovin, bo chcę mieć Cię na oku. Nie ukrywam jednak, że to nie działa tak ,że z utęsknieniem czekam na jakikolwiek post na jakichs stron, staram się je raczej ograniczać, resztą nie zajmować głowy. No może przesadziłam, wyczekuje zawsze z polskich blogów za postami na Mad Tea Party i StyleDigger ,ale to kwestia personalnych upodobań ;)
    Pozdrawiam, pisz JAK CHCESZ I LUBISZ

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie, że mimo wszystko napisałaś. kiedyś miałam inne podejście i być może nie miałam dystansu, to fakt. ale zawsze chętnie czytam i odpisuję na komentarze ludzi, którzy nie do końca zgadzają się z moim zdaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. to co napisałaś, to o zadowoleniu ludu, jest czymś, co chciałam przeczytać. cieszę się, że nie tylko ja tak uważam.
    na pewno za bardzo się staram, bo taka już moja natura. jeśli coś robię, to na 100% i wiem, że nie zawsze jest to dobre.
    dzięki za odzew, serio, bardzo mnie to mobilizuje, że jednak nie jest tak źle, jak myślałam :) i wezmę pod uwagę twoją radę :).

    ps. Mad Tea Party to zawsze będzie jeden z tych blogów dających wiele i jednocześnie pozostawiających niedosyt, wiem coś o tym.

    OdpowiedzUsuń
  7. to też prawda. wbrew pozorom jest bardzo dużo blogów, na które wchodzę codziennie i czekam z utęsknieniem na nowy wpis (i fakt - nie zawsze komentuję, ale staram się pokazać w jakiś sposób, że doceniam to, że autor napisał dobry tekst). ale to chyba kwestia tego, co kto lubi: jedni wolą czytać książki, inni czasopisma o różnej tematyce, a jeszcze inni - blogi :).

    OdpowiedzUsuń
  8. dzięki za uznanie!
    jestem zachwycona tym, że ten tekst spotkał się z taką REAKCJĄ.

    OdpowiedzUsuń
  9. Co tu dużo pisać- po prostu lubię Twoje notki! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Najchętniej napisałabym podobnego posta, bo mam ten sam problem - z komentarzami. Odsłon jest bardzo dużo (aż mnie to niekiedy zadziwia) a komentarzy malutko.
    Ja tutaj będę i oglądać i komentować. I choć Twoje serce krwawi to nie rezygnuj z tego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozumiem Twoją frustrację, bo też czasami taką odczuwam... Akurat nie w kwestii komentarzy, a w tej, że blog od jakiegoś czasu stoi w miejscu i w ogóle nie przybywa mu nowych czytelników. Ja nie chcę promować bloga, zawsze mi się wydawało, że będzie bronił się sam swoją treścią i że czytelników stopniowo będzie przybywać, ale to utknęło w miejscu i czasami mnie to demotywuje. Tym bardziej, że jak mówię komuś ilu mam UU to wszyscy robią wielkie oczy "tylko tyle? w życiu bym nie powiedział(a), że twój blog może mieć tak mało czytelników". Cóż ;).

    A Tobie polecam dyskusję na kominkowym forum, ktoś poruszył podobny temat - http://blogway.it/dlaczego-ludzie-dwiedzaja-lajkuja-lecz-nie-komentuja/. Może znajdziesz tam dla siebie jakieś wskazówki. Jak widzisz, wielu blogerów zmaga się z podobnymi problemami... Rób swoje i nie przejmuj się :). Ja rzadko komentuję, bo najczęściej przeglądam blogi na komórce, a do komentowania na smartfonie zwyczajnie nie mam cierpliwości ;).

    OdpowiedzUsuń
  12. to jest tak , po pierwsze, nie lubię disqussa. Po drugie, komentuje się wtedy, kiedy trzeba jak autor wyczerpie temat, to nie ma takiej potrzeby. Mam notki pod którymi jest 200 komentarzy i takie, gdzie jest 9. Również czytam często z telefonu i nie zawsze chce mi się komettować, tym bardziej z disqussa :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Szczerze powiedziawszy więcej dla siebie znajdowałam za czasów Jaskółki (co nie oznacza, że teraz jest źle). Teraz w miarę możliwości czytam większość postów, ale tak nie zawsze komentuje. Powód chyba taki sam jaki podała w komentarzu Marta. Mimo wszystko wiedz, że robisz dobrą robotę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. z tym wyczerpanym tematem, to bywa różnie. na wielu blogach w notce wszystko zostaje powiedziane, a pod spodem są dyskusje ale wiem, że to zależy tez od tematu i od tego, w jakim stopniu prowokuje się czytelników do skomentowania wpisu.
    btw, 200 komentarzy, wow! ja jak mam 9, to się cieszę, no ale mam póki co znacznie mniejsze grono odbiorców.

    OdpowiedzUsuń
  15. chyba przekonałaś mnie do zarejestrowania się na tym forum.
    co do UU, to nie wiem, co jest gorsze. poniekąd brak aktywności czytelników też powoduje stagnację i przez to blog również stoi w miejscu. nieraz chciałoby się coś fajnego rozkręcić, ale bez szerszego zasięgu ani rusz. i mam podobne podejście, uważam, że blog z ciekawym contentem prędzej czy później zacznie generować ruch. czasem właśnie w tym deficycie zaangażowanych czytelników zauważam dogodność, bo z drugiej strony kiedy to wszystko postępuje wolno, mam szansę przyjrzeć się temu, co się podoba, a co nie, co wzbudza dużą reakcję, a co jest niezbyt wyraziste i dzięki temu pracować nad stylem i nad urozmaicaniem tematów, które poruszam.
    trzymam kciuki, żebyśmy nie musiały się frustrować!

    OdpowiedzUsuń
  16. po przeczytaniu komentarzy pod tą notką znów mam mega zapał. jednak nie jest tak źle, jak sądziłam. nie ma co rezygnować, jeśli czujesz, że lubisz blogować to to rób :). powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. wiesz, rzeczywiscie na poczatku Twoj dosadny styl bardzo mi przeszkadzał - wkoło tyle wulgarnosci, ze wystarczy, nie chce sie juz taki rzeczy czytac... i rzeczywiscie wychodzilas w tym na kogos niemilego - ALE poniewaz naprawde dobrze piszesz i fajnie sie Ciebie czyta, a Twoj jezyk fakt, zelzal (dopiero teraz wyczytalam, ze byl to celowy zabieg) wiec sledze Twoje posty... rozbawila mnie analiza i interpretacja piosenki roku ;) a wzruszyl post o pierwszym zakochaniu... po prostu lubie w innych widziec wrazliwych, pieknych ludzi... i tak jakos poszlo, po prostu polubilam tego bloga - a ze nie zawsze sie udzielam... myslalam, ze nie lubisz, jak na Twoim blogu ktos inny probuje pisac "swoj wlasny blog" ;) a zazwyczaj mialabym zbyt duzo do powiedzenia (autoironi ;) - obfitosci w 2014 roku! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. ta notka o pisaniu bloga na czyimś blogu była czymś w rodzaju spostrzeżenia, ale nie dałam nigdzie do zrozumienia, że mam coś przeciwko temu, tym bardziej że sama czasem tak robię.
    wbrew pozorom lubię dyskutować, lubię jak ktoś w jakiś sposób podważa moje zdanie, o czym przekonałam się dopiero wtedy, gdy zaczynało mi tego brakować.
    a co do ciętego języka, to przyznaję, że sama w pewnym momencie zorientowałam się, że za dużo negatywnych emocji wokół, żeby jeszcze się do nich dokładać. zmieniło się moje spojrzenie na świat i instynkt samozachowawczy sprawił, że przestałam irytować się na każdym kroku.
    od tamtej pory robię to tylko, kiedy jest sens coś roztrząsać. okazało się, że rzadko kiedy jest.

    OdpowiedzUsuń
  19. i uwierz, od razu zrobilo sie na Twoim blogu goscinniej i sympatyczniej :D nie zamierzam przestac zagladac :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie zaglądam do Ciebie zbyt często, ale jeśli już, to zaczytuję się z wielkim zaciekawieniem w każdy tekst. Uważam, że piszesz świetnie i doskonale.Wyrażając swoje myśli, spostrzeżenia i przeżycia niejednokrotnie wprawiasz mnie w zadumę i jednocześnie w doskonały humorek. MOJA CÓRECZKA OLUSIA

    OdpowiedzUsuń
  21. Oleandrro, odwalasz tu kawał dobrej roboty! Chociaż ostatnio blogosfera odeszła u mnie trochę na bok z braku czasu, zawsze chętnie do Ciebie zaglądam i zaglądać będę :)

    OdpowiedzUsuń
  22. kubekczekolady7 stycznia 2014 19:16

    Rzadko komentuję u Ciebie, mimo że czytam prawie każdy nowy wpis. Po prostu jestem leniem, jak większość ludzi :D Podoba mi się jak piszesz i tematy przez Ciebie poruszane, więc trzymaj tak dalej:))

    OdpowiedzUsuń