I.
Wyobraź sobie, że któryś z twoich znajomych leży w szpitalu.
Leży tam od tygodnia, bo lekarze próbują zdiagnozować powód, dla którego w
przeciągu miesiąca schudł 20kg, wymiotuje i traci przytomność. Jego stan się pogarsza. Typowy przypadek z DrHouse’a.
Co jakiś czas odwiedza go rodzina, ewentualnie przyjaciele. Nikt nie wie co mu
jest i jak wiele życia mu zostało.
Wchodzisz do sali i próbujesz zgadnąć, która z leżących tam osób jest twoim kolegą. Nie rozpoznajesz go od
razu, za to rzucają ci się w oczy… kolorowe baloniki przy jego łóżku.
B a l o n i k i w s z p i t a l u. Wbrew pozorom nie jest to
szpital w Stanach Zjednoczonych, a w Polsce. Być może widziałeś to w jakimś
filmie, ale pierwszy raz widzisz je na żywo, w dodatku w polskim, ponurym
szpitalu – zwykłym szpitalu, którego korytarze przywodzą na myśl wariatkowo z thrillerów.
I nagle, w samym centrum tego wszystkiego
baloniki. Kto to widział, żeby w tak trudnej chwili, kiedy śmierć wisi w
powietrzu dawać komuś baloniki z beztroskim napisem „szybkiego powrotu do
zdrowia”?
II.
Wyobraź sobie, że któryś z twoich przyjaciół ma
złamane serce, problem z kasą albo załamanie nerwowe spowodowane tak zwanym „wszystkim na
raz”. Od miesiąca słuch o nim zaginął, nie pojawia się na żadnych towarzyskich
spędach, nie odpisuje na smsy, nie prowadzi nawet pamiętnika na facebooku, więc
nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, przez co przechodzi. Próbujesz nawiązać jakikolwiek
kontakt, ale jest ciężko, bo odkąd zamknął się w swoim pokoju nie chce z nikim
rozmawiać. Odwiedzasz go co jakiś czas, żeby móc dotrzymać mu towarzystwa i
wspólnie pomilczeć, a przy okazji sprawdzić, kto robi postępy – on, czy jego depresja.
Pewnego popołudnia kolejny raz wpadasz w
odwiedziny i, gdy wchodzisz do jego pokoju zastajesz go z głową w rękach. Kiedy
siadasz obok niego, odkrywa twarz zalaną łzami i rzuca ci się w ramiona.
Myślisz sobie – jest lepiej. Już nie gapi się w
jeden punkt na ścianie, chyba nawet powoli się otwiera.
Dlaczego więc nie powiesz mu, że będzie dobrze?
No tak... równie dobrze mógłbyś przyjść z balonikami.
Świetny tekst. Sądzę, że wiele zależy od ludzkiej psychiki, jeśli ktoś jest silny, podchodzi do siebie i do choroby z dystansem ma większe szansę wyzdrowieć, jeśli nie wyzdrowieć to przeżyć ostatnie swoje chwile z uśmiechem na twarzy i w towarzystwie śmiejących się znajomych. Myślę, że takie baloniki symbolizują pogodę ducha i pomagają się pozbierać po upadkach, a w tym przypadku wziąć się w garść i stawić czoło chorobie.
OdpowiedzUsuńNiestety tak jak napisałaś - polskie szpitale są przygnębiające, straszące obskurnymi murami oraz ponurym personelem. Zatem dlaczego nie wprowadzić trochę kolorytu do swojego życia, a zarazem do sali. Może uda się również zarazić sąsiada z łóżka obok pozytywną energią? Dla nas takie zachowania są nieznane, w USA jest to norma. Tam ludzie są zdecydowanie bardziej optymistycznie nastawieni do życia, bierzmy z nich przykład.
Lepiej iść przez życie z uśmiechem na twarzy, niestety nie zawsze jest to takie proste. Próbujmy :)!
Baloniki to taki symbol dobrego nastawienia. Pocieszanie, a już zwłaszcza słowami "będzie dobrze" nieraz wywołuje odwrotny skutek. Nie wiem czemu osoby, które z jakichś powodów cierpią nie znoszą, gdy im się to mówi. Że to niby taki pusty banał. Ja rozumiem, swoje trzeba przeboleć, ale w końcu wszystko właśnie do tego się sprowadza - że będzie lepiej. Tak naprawdę najtrudniej jest zmienić nastawienie. Jeśli ktoś nad tym nie pracuje, to może wcale nie chce, żeby "było dobrze".
OdpowiedzUsuńCo do Stanów, masz rację. Mentalność zupełnie inna, czasem można się od nich uczyć tego luźnego podejścia do życia.
Nienawidzę hasła: "Wszystko będzie dobrze". Wtedy mam ochotę zabić. Dosłownie. Szczególnie w sytuacji, kiedy wiem, że nie będzie dobrze. Bo bądźmy szczerzy - nie wszystkie złe sprawy da się odwrócić, nie da się cofnąć czasu, a złamane serce wcale a wcale szybko się nie zabliźnia, choroba raz dwa nie znika. Lepiej wywalić argumenty, które pozwolą wierzyć, że jakoś się poukłada. Dlatego jestem zwolenniczką słynnego: "Słuchaj, teraz jest do dupy. Świat się zawalił, jest daremnie. Ale damy radę. Masz mnie, a ja pomogę Ci iść dalej". Sama często potrzebowałam takiego podejścia. Wiadomo - po jakimś czasie taryfa ulgowa się kończy i trzeba dać przysłowiowego kopa w dupę, bo samo życie się nie poukłada, trzeba mu pomóc.
OdpowiedzUsuńswoją drogą - lubię baloniki ^^
W odpowiedzi na komentarz kFFiatu już zawarłam swoją myśl - ja nie sądzę, żeby było coś złego w słowach "będzie dobrze". To my przypisujemy im taką ujemną wartość, ale w gruncie rzeczy o każdym problemie można by mówić i mówić w nieskończoność, a i tak bez optymizmu, bez powiedzenia sobie, że w końcu "będzie dobrze" (przy czym "dobrze" nie musi znaczyć "tak jak było do tej pory", bo fakt, nie zawsze da się odwrócić pewnych rzeczy) nie można iść dalej.
OdpowiedzUsuńA propos irytacji, ja znowu nie lubię, kiedy ktoś na wszystkie sposoby próbuje tłumaczyć, analizować jakiś problem, jego źródła i zawiłości. Wolę skróty myślowe, baloniki, żarty na rozładowanie sytuacji i konkrety.
dzieciaki rozśmieszane przez wolontariuszy czy leżące na kolorowych, ładnie przystrojonych salach szybciej zdrowieją lub mniej cierpią, jeśli i tak zmierzają ku śmierci. Podoba mi się ten tekst :) I nowy szablon też ;)
OdpowiedzUsuńNo ja rozumiem ;) Po prostu wyraziłam swoje zdanie w tym temacie :) Ilu ludzi na świecie tyle metod pocieszania :)
OdpowiedzUsuńZnam po prostu osobę, dla której "wszystko będzie dobrze" jest objawem ignorancji problemu. Bo i tacy się zdarzają. Mi nie przeszkadzają baloniki, żarty, ale lubię też analizować, szukać odpowiedzi... :)
Widzę na blogu zmiany :) Czytając tekst, doszłam do wniosku, że ja też należę do osób, które nie lubią, gdy mówi im się, że "będzie dobrze". Muszę się zawsze poużalać nad sobą, zamiast wziąć się w garść, przytulić do P. i zająć czymś, co odgoni złe myśli (bądź zacząć rozwiązywać problem tu i teraz). Piszesz o sytuacji w Stanach. Przez dwa lata miałam do czynienia z pewnym Hiszpanem i cały czas byłam pod wrażeniem jego pozytywnego nastawienia do świata. Jak się okazało, wcale nie miał nadzianych rodziców, a życie owszem miał usłane różami, ale z samymi kolcami. Dlaczego Polacy mają problem z takim podejściem do świata? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń