środa, 6 listopada 2013

Straciłam przyjaciela.

Mając trochę mniej, niż 11 lat przeczytałam pierwszą część przygód Harry’ego Pottera. Świat opisany przez J.K. Rowling tak mocno mnie wciągnął, że postanowiłam zarazić swoim uwielbieniem kilka innych osób. Razem z moją ówczesną „przyjaciółką” (którą wówczas tak nazywałam, ale dziś nikt się nie obrazi, jeśli nazwę ją po prostu dobrą koleżanką) odgrywałyśmy różne scenki z życia HP i wymyślałyśmy przeróżne zabawy (np. otwierałyśmy książkę na dowolnej stronie i osobę, której imię jako pierwsze padło na tej stronie rysowałyśmy – a ta, która akurat nie rysowała, miała odgadnąć, o kogo chodzi – zadanie było o tyle przyjemniejsze, że jeszcze nie miałyśmy w głowie wizerunków filmowych bohaterów). To były fajne czasy.
Nigdy nie zapomnę, jak w noc swoich 11 urodzin nastawiłam sobie budzik na 3:45* i w napięciu czekałam na Hagrida, albo chociaż na głupi list. I to była jedna z tych chwil, które z perspektywy czasu uznaję za symbol końca dzieciństwa.

Jednak to, co najważniejsze udało mi się zachować. HP to bowiem nie tylko czary-mary, Wingardium Laviosa i latanie na miotle, ale także opowieść o prawdziwej przyjaźni i o tym, żeby wierzyć w ideały.
I tak oto, wychowana na Harrym Potterze, jestem niepoprawną marzycielką i mimo braku autorytetów, skłonności do nihilizmu i podważania wszystkiego, co fundamentalne – wierzę w prawdziwą przyjaźń. I tylko taką wyznaję.

"There is nothing like puking with somebody
 to 
make you into old friends" S.Plath

Jeśli się z kimś przyjaźnię, to ta osoba jest szczęściarzem. Można do mnie dzwonić w dzień i w nocy, prosić o pomoc i jeśli tylko mogę, pomagam. Działam instynktownie. Zawsze wspieram przyjaciela – nawet, jeśli się z nim nie zgadzam. Kiedy robi coś, czego nie pochwalam, powiem mu o tym w cztery oczy, ale nigdy nie ujawnię tego przed innymi. Kiedy wszyscy są przeciwko niemu, ja mam tym większą potrzebę pokazania, że jestem po jego stronie. Jestem skłonna wybaczyć najgorsze świństwo jeśli jest jednorazowe, nieprzemyślane i jeśli widzę, że drugiej osobie na mnie zależy.
A jeśli komuś na mnie zależy, to nie chodzi o to, że jestem kolejną rzeczą, która wypełnia mu czas, ale, że jestem kimś, komu można ten czas poświęcić.
Ja sama potrafię olać ważne kolokwium, umówioną od dwóch miesięcy wizytę u lekarza, a w bardziej hardkorowych sytuacjach nawet pracę, żeby być dla kogoś. I nie widzę w takim zachowaniu niczego dziwnego. Ja po prostu idealizuję przyjaźń i nie biorę ochłapów, nie godzę się na półśrodki. Często okazuje się, że nazywaliśmy kogoś przyjacielem tylko dlatego, że jak dotąd nic złego nam nie zrobił. Ale w większości przypadków – do czasu. Niektórzy mieli okazję pokazać, jak ważni dla nich jesteśmy, a inni dopiero będą ją mieli. Prawdziwego przyjaciela poznaje się wtedy, kiedy cała reszta się od ciebie odwraca. Wtedy, kiedy cała reszta być może nawet ma powód, by się od ciebie odsunąć, prawdziwy przyjaciel ma powód, by zostać przy tobie.

Jest wokół mnie kilka życzliwych osób. W większości widzę, że mogłyby być moimi przyjaciółmi, jednak tylko garstka jest sprawdzona, bo „poznana w biedzie” (choć nie przepadam za tym powiedzeniem) – tylko ich mogę nazwać przyjaciółmi. Dziś już nie jestem dzieckiem i najzwyczajniej się boję. W momencie, kiedy nazywam to przyjaźnią zaczyna ciążyć na mnie obawa, że się grubo pomylę. Tym bardziej, że z bliska łatwiej zranić.

Niedawno straciłam przyjaciela. Właściwie straciłam go już dawno, ale powiedziałam sobie to na głos dopiero kilka dni temu. Próbuję się z tym uporać, bo dla mnie to nie jest łatwa sprawa. Chcę pamiętać tylko te fajne czasy. I wmówić sobie, że to on stracił mnie.
Stąd też zastój na blogu i same notki o pierdołach. Jednak już niedługo, kiedy nabiorę dystansu, ruszę z nowym cyklem – właśnie o przyjaźni. Kto zostanie ze mną, żeby poczytać?

*3:45 - godzina, o której się urodziłam, ważąc 3,45 kg. Taka ciekawostka.

9 komentarzy:

  1. Zostanę na pewno!:) Też niedawno straciłam przyjaciółkę (a może tylko mi się wydawało, że nią była?) i wiem co czujesz :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyjaciel-dobrze być dla niego i mieć go dla siebie,dobrze w ogóle go mieć..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też z chęcią poczytam ten cykl. Ładna notka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cykl o przyjaźni to bardzo ciekawy pomysł. U mnie mija rok prawie od tego jak straciłam dwie przyjaciółki, ale z perspektywy czasu sądzę, że dobrze się stało, że nasza przyjaźń się rozpadła. Jest mi o wiele lepiej bez nich..

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że kto był/jest prawdziwym przyjacielem wychodzi dopiero po dłuższym czasie. Ja miałam przyjaciółkę (?) od 3 klasy podstawówki do 2 liceum, wyszło szydło z worka.. Teraz mam jedną, tą prawdziwą i wiemy, że w nocy o północy możemy 'walić' do siebie ze wszystkim. A i przyjaciela mam w swoim chłopaku :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zgadzam się. choć głupio jest przyznać, że coś co uważaliśmy za przyjaźń okazało się zwykłą znajomością. właściwie wtedy przyznajemy się do naiwności.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja nie nazywam nikogo przyjacielem, wolę pozytywnie zaskoczyć się zachowaniem znajomych, niż zawieść na kimś, kogo nazwałam przyjacielem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Happier at Life8 listopada 2013 08:19

    Mam podobne podejście do przyjaźni. Stare, ale dobre, mimo że nie dzisiejsze.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dominika Polok2 stycznia 2014 23:46

    Jak dobrze Cię rozumiem...

    OdpowiedzUsuń