piątek, 12 kwietnia 2013

Spotted: ciotted

Dzień dobry. Dzisiejszy tekst będzie dotyczył zjawiska, które zaobserwowałam już jakiś czas temu, mianowicie popularności stron "spotted" na facebooku. Decyzję o napisaniu na ten temat notki podjęłam dopiero teraz, gdyż w czasach wątpliwej świetności tej inicjatywy zabrakło mi odwagi, a poza tym głupio mi było tak przy wszystkich, rozumiecie...

Tak sobie to bacznie obserwowałam, i w zasadzie ciężko mi było zrozumieć, dlaczego nagle wszyscy "lubią to" i co was to obchodzi, że jakiś chłopiec zakochał się od pierwszego wejrzenia w jakiejś dziewczynie, ale pech chciał, że akurat miał zbyt mokro w gaciach, żeby zagadać.

I nagle mnie olśniło. Skoro są osoby, które dołączają do grona fanów tej strony, ale nie zamieszczają żadnych ogłoszeń skierowanych do pozostałych, to albo dołączają tam, by pomóc ich autorom w odnalezieniu ich miłości, albo po to, żeby zwyczajnie sprawdzić, czy aby przypadkiem nie wpadli komuś w oko.

Sądząc po tym, że rzadko kiedy zdarza się, żeby ktoś napisał, że zna osobę, o której mowa w ogłoszeniu, to raczej przemawia za tym, że jednak większość dołączając do tej zacnej grupy łączy z tym wielkie nadzieje na poznanie tej jedynej bądź tego jedynego.

Zastanawiające jest też to, że mało kiedy osoba zainteresowana reaguje na ten rodzaj "podrywu" w komentarzu, więc wnioskuję po tym, że większość osób, które mają powodzenie u płci przeciwnej nie musi uciekać się do tego typu środków i mają lepsze zajęcia, niż jaranie się takimi stronkami.

Cała ta akcja jest po prostu żałosna i zyskuje uznanie jedynie wśród desperatów, którzy bez internetu w życiu nie potrafiliby ot tak, bez problemu nawiązać z kimś rozmowy, nie mówiąc już o zawieraniu jakichkolwiek przyjaźni, czy związków...

Niestety mało kto osiągnął w życiu wystarczające pokłady mądrości, by dojść do jakże odkrywczego wniosku, że życie dzieje się tu i teraz, a nie potem i w internecie. "Spotted" jest dla ludzi, którzy sami siebie oszukują, szukając usprawiedliwienia w mało sprzyjających okolicznościach, a tak naprawdę chodzi tylko o fakt, że nie mają jaj, żeby zwyczajnie podejść i zagaić, w jakikolwiek sposób. Uważają, że nie można zrobić tego "tu i teraz", kiedy jest okazja, bo przecież to jest stawianie wszystkiego na jedną kartę, że jeśli laska albo gość ich spławi, to będzie dla nich zbyt duży cios, który tylko utwierdziłby ich w przekonaniu o swojej beznadziejności.

Osobiście doceniam, jak gość, którego widzę pierwszy raz w życiu podchodzi do mnie i prosto z mostu rzuca tekstem w stylu "spotkaj się ze mną", "spodobałaś mi się, chodźmy na kawę", czy robi cokolwiek, żeby dać mi do zrozumienia, że jest mną zainteresowany, nawet jeśli z jakichś przyczyn będę musiała mu odmówić. Facet pewny siebie, znający swoją wartość i świadomy swoich atutów nie będzie bał się zrobić pierwszego kroku nawet jeśli kobieta, którą adoruje miałaby dać mu kosza. Bo co niby się stanie, jeśli to zrobi? Okaże się, że widocznie nie jest w jej typie, nic więcej. Ale przynajmniej nie będzie miał poczucia, że miał jedyną okazję wykazać się odwagą i jej nie wykorzystał. Takie uczucie zwykle towarzyszy ludziom szarym i przeciętnym, bo oni zawsze, gdy tylko coś od nich zależy, wymigują się twierdząc, że takie warunki nie rokują dobrze.

Ale teraz na szczęście jest coś takiego jak spotted, więc nie trzeba się wysilać. "Jeśli ją odnajdę, to będzie znaczyło, że jesteśmy sobie przeznaczeni", myśli sobie co drugi gość i rezygnuje, bo woli bawić się w jakieś podchody.

Wyobraź sobie, że to właśnie tobie zdarza się sytuacja, że razem z jakimś zabójczo przystojnym facetem wpadacie na siebie, tobie wylatują z rąk książki, po czym oboje kucacie, by je podnieść z podłogi i w tej chwili wasze spojrzenia się spotykają, uśmiechacie się do siebie, zamieniacie kilka słów i jest to wstęp do długiego i szczęśliwego życia. Śmieszne, co? Przecież takie rzeczy to tylko w filmach, niby dlaczego akurat tobie miałoby się coś takiego przytrafić? Nie jesteś niepoprawnym marzycielem, to zbyt naciągane i uważasz, że mi odbiło - a tymczasem okazuje się, że jesteś po prostu jedną z wielu, zwykłą ponurą pipą, która nie wierzy w takie rzeczy, nie uśmiecha się do ludzi, bo uważa, że to idiotyczne, i która rzeczywiście nigdy nie przeżyje żadnej sytuacji "rodem z filmów", bo filmy to fikcja, niemalże fantastyka, science fiction albo inna baśń i przecież każdy wie, że przedstawiane tam są przekoloryzowane sytuacje, które można traktować na równi z czarami, jednorożcami i gadającymi przedmiotami. Jesteś zwykłą pipą, która nie chce brać z życia tego, co najlepsze i w powyższy sposób tłumaczy sobie kolejny z rzędu dzień niczym nie różniący się od poprzedniego i fakt, że jej życie jest nudne. I potem, żeby nie było, wypuszcza ostatni pierd rozpaczy w postaci ogłoszenia na SPOTTED: Uczelnia, który niestety rozpyla się i nic z niego nie pozostaje.

Dzięki spotted tacy jak ty już w ogóle nie będą mieli żadnej motywacji do tego, by uczynić swoje życie lepszym.

Zastanawiam się, jak radzili sobie nasi rodzice i dziadkowie wtedy, kiedy nie było internetu i w ogóle, nie było lekko. Jeśli byli ludźmi z taką samą mentalnością, co i wy (a z pewnością byli, bo ktoś wam tę mentalność musiał wpajać), to nic dziwnego, jeśli teraz mają poczucie niespełnienia, skoro zawsze ograniczali się do tego, co los podsuwał im pod nos (ten rym to nie przypadek, to musi być znak że mam rację!) i nigdy nie mieli odwagi sięgnąć po coś więcej, po coś, co - niech zgadnę - zapewne było poza ich zasięgiem...

Zapewne według was bujam w obłokach myśląc, że tą notką zdejmę klątwę od pokoleń na was ciążącą , ale uwierzcie mi - czasem nie opłaca się brać przykładu ze starszych, bo można skończyć tak jak oni, nie doznawszy w życiu niczego spektakularnego, co potem z radością można wspominać.

spotted: under water

3 komentarze: