Jako, że pierwszego dnia położyliśmy się spać bardzo wcześnie, następnego dnia już ok. godziny 8 byliśmy na nogach. Śniadania w hotelu były podawane z premedytacją od 8-10, tak, żeby człowiek nie mógł sobie dłużej pospać i w ostateczności przychodził o 9:55 na resztki i potem nie chciało mu się jeść obiadu (bo był podawany od 12-14), ewentualnie też przychodził jeść to, co zostało.
Po powrocie do pokoiku położyłam się jeszcze na chwilę i zaczęłam czytać Murakamiego. Z ciszy wyłoniły się dziwne dźwięki. Coś, jakby "pyk, pyk". Początkowo bałam się, że coś nam weszło przez balkon do pokoju. A innym razem dźwięk ten przywodził na myśl korniki lub jakieś inne robactwa wgryzające się w drewno. Jednak, co tak naprawdę nas nękało przez cały czas ilekroć byliśmy w pokoju, pozostaje zagadką.
Następnie poszłam do łazienki, doprowadzić się do stanu, w którym mój wygląd nie robił sensacji, a przynajmniej nie w tym sensie, w którym miałabym z tego powodu chować się po krzakach ;).
Poszliśmy do sklepu na zwiady, głównie po to, żeby zobaczyć, co można tutaj kupić. Pomijając stos pamiątek, za półdarmo można było dostać rzeczy od Gucci'ego, albo Dolce&Gibony, nie mówiąc już o Chanel! Nie do wiary! Jaka szkoda, że mieliśmy przy sobie raptem 14 euro i ledwo było nas stać jedynie na dmuchanego krokodyla (i tak brakowało nam 90 centów).
Powzięliśmy plan, żeby kupić go za 10 euro. Niepoinformowana o tutejszych zwyczajach, gdy tylko zaczęłam targować się z ekspedientką, moje próby zaniżenia ceny zostały odebrane chyba gorzej, niż gdybym została przyłapana na kradzieży...
- Don't make me upset. You think that you are too smart and I am too stupid. - powiedziała pani w sklepie, która myślała, że chcę ją zrobić w ciula.
- We didn't want to upset you, only asked.
- Where are you from?
- Poland.
- Then, if I come to your country, I don't do things like that.
- In our country it is normal but ok, I understand.
- But you are in Greece. It can be for 14 euro, but not for 10.
- You know, 10 is a good start for negotiation.
- Not here. It's not Turkey. I need money to live!
- Don't be so angry, we didn't know you don't like it. And thank you.
Zostałam zganiona. Sprowadzona na ziemię. Jak śmiałam! Grecja tonie w kryzysie, a ja jeszcze chcę jej sklep obrobić. Kompleksy wzięły górę, jak nic. Pożałowałam swego czynu, a na zgodę pani zaproponowała, że ktoś z obsługi sklepu pójdzie nadmuchać nam at least four feet Szwagra - pragnienie każdego dziecka, które mijaliśmy. Nasze też, ale spełnione dopiero po tylu latach.
Razem ze Szwagrem poszliśmy popływać w morzu, ale ten szybko się (nam) znudził i poszedł odpoczywać na brzegu.
Morze Jońskie jest przejrzyste, spokojne, ciepłe i zielono-niebieskie. Tonąłby. Choć w sumie nie za bardzo się da - jest tak słone, że unosi ciało na powierzchni. W ogóle nie musisz ruszać kończynami, żeby móc sobie leżeć i się opalać. Pod tym względem jest o wiele wygodniejsze od kamienistej plaży, na której wypożyczenie dwóch leżaków kosztuje 6 ojro.
Ja jednak pływałam mimo, że nie znoszę czuć ryb przepływających między moimi nogami, ani tym bardziej wolałabym nie wiedzieć, że razem ze mną w wodzie przebywają też kraby, których nie cierpię. Niestety zobaczyłam jednego na własne oczy, wrrrr. Po pewnym czasie jednak całkowicie zapomniałam o istnieniu stworzonek i sama poczułam się, jak ryba w wodzie ;).
W międzyczasie zarezerwowaliśmy sobie rejs łódką na Corfu, bo zarekomendowała go ta bardzo sympatyczna Niemka z biura informacji turystycznej, poza tym w ofercie hotelowej kosztował on 2x więcej, a i tak chcieliśmy tam popłynąć...
Wieczorem, po kolacji, postanowiliśmy iść na libację do przybrzeżnej tawerny. Booca Beach Bar - the place to be - tak nazywa się miejsce, w którym rzeczywiście chciało się być. Panował tam klimat, jakiego nie ma nigdzie indziej - wiem to, mimo że jeszcze nie odwiedziłam wszystkich miejsc na świecie. Wieczór, siedzisz sobie na leżaku. Plaża jest bardzo wąska, dlatego dosłownie dwa metry przed tobą fale morskie uderzają o kamienisty brzeg. Morze w dalszym ciągu jest spokojne. Jeden z barmanów rozpala pochodnie i lampiony w papierowych woreczkach zasypanych kamyczkami, żeby lekki wietrzyk, który gładzi twoją skórę ich nie przewrócił...
W tle leci sobie muzyka z lat 80-tych, a ty obok siebie masz swoją ulubioną osobę i popijacie chłodny napój.
W takich chwilach człowiek zaczyna wierzyć, że to nie zdarza się tylko w filmach. Że życie potrafi być wspaniałe i najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że na żywo to wygląda jeszcze piękniej, niż na ekranie. To, co przeżywasz jest realne i tylko twoje.
Na przykład tylko my możemy pojąć, o co nam chodziło wtedy, kiedy Giorgos, właściciel baru zaczął częstować nas ouzo i zagadywać tak, jakby nas znał od lat, a my zamiast to pić i cieszyć się, że za darmoszkę, zaczęliśmy się spinać i zastanawiać, czy gość przypadkiem nie ma jakichś złych zamiarów.
M wstaje, by udać się do toalety, jednak uprzedza go jeden z klientów. Nie mija 5 sekund i Giorgos do nas podchodzi.
G: Mateusz, what are you doing?
M: I was going to toilet but someone was first.
G: No problem, go pee to the sea.
M: I prefer waiting.
Ja: Don't be shy, go between the lamps - it will be romantic.
Było tam takie malutkie molo i po obu jego stronach stały lampiony. Nie było tam zbyt wiele miejsca, by móc sobie wygodnie usiąść, ale bez problemu można było stanąć, if you know what I mean ;-). M jednak miał wtedy za duży promil krwi w alkoholu, by wystawić spektakl...
Na początku rzeczywiście odnieśliśmy wrażenie, że Giorgos jest nami nad wyraz zainteresowany i podejrzanie serdeczny, jednak, jak się później okazało, to po prostu jego filozofia życiowa. Doszliśmy do wniosku, że on po prostu jest taki przyjazny i później, właśnie dzięki jego gościnności często tam przychodziliśmy. Dziś myślę sobie, że ten człowiek wystawił świetną wizytówkę temu miejscu.
![]() |
Booca Beach Bar |
![]() |
Booca Beach Bar. handmade lampionik |
![]() |
Booca Beach Bar. Giorgos, po prostu dobry barman |
A teraz... teraz jest gorzej, bo są ostatnie chwile wolnego, a ja zamiast korzystać z wakacji - choruję. W tej chwili oddałabym wszystko co mam, żeby tam wrócić i wstawałabym nawet o wschodzie słońca, byleby tylko jak najdłużej cieszyć się pobytem. Łezka w oku się kręci.
bardzo mi się podobają owe lampioniki! pokażę Madzi, na pewno wykorzysta ten pomysł.
OdpowiedzUsuńnajbardziej podoba mi się zdjęcie z zimnym piwkiem. yum!
Pot spod pachy
Lubię czytać Twoje relacje :)
OdpowiedzUsuńSikanie do morza mnie rozwaliło... :D
Rady co do robienia siusiu, bezcenne - zapamiętam :D
OdpowiedzUsuń